Re: W oczekiwaniu na wyniki testu ciążowego
: 23 mar 2017 14:12
cześć dziewczyny, opiszę Wam moją sytuację, ciekawa jestem Waszego zdania.
Przygotowania do krio od początku marca,mam krókie w dodatku nieregularne cykle. Owulacja 13dc wieczorem tj 16.03, (czuję kłucia w lewym jajniku, liczny śluz, w piątek rano monitoring potwierdza pęknięcie pęcherzyka))dzwonię do kliniki, rozmrażają w sobotę (zarodki 2 dniowe), termin crio umówiony na poniedziałek po ciężkich pertraktacjach z Panią w recepcji która twierdzi że w tym dniu mój doktor nie przeprowadza transferu bo to jego dzień punkcyjny, do recepcji dzwoni doktor słyszę rozmowę na lini bo Pani nie wyłącza mikrofonu " ale jakim cudem doktorze, nie ma kompletnie miejsca, no dobrze a co jeśli pacjentka nie wyrazi zgody" i to sformułowanie słyszę dwa razy, potem już przestaję słyszeć cokolwiek, w końcu w telefonie słyszę "bardzo proszę zadzwonić za 10 min". Dzwonię, criotransfer umówiony na poniedziałek na popołudnie. ufff płaczę ze szczęścia, jak się okazuje niepotrzebnie bo szczęście jest pozorne, dostaję telefon w niedzielę wieczorem że mój "zarodek nie reaguje na rozmrożenie tak jak powinien" , pytam "zarodek???? jeden???? przecież rozmawialiśmy o podaniu dwóch zarodków? a co z drugim?, w odpowiedzi słyszę: Pani jest o cesarskim cięciu więc jeden" .
krew mnie zalewa bo z doktorem rozmawialiśmy o dwóch zarodkach (jeden słabo rokujący i jeden czterokomórkowiec - zostawili ten słabszy po co? Jestem załamana
dalsza rozmowa odnośnie zarodka - co to znaczy, że nic z tego ne będzie? Pan odpowiada,że zarodek się dzieli ale wolniej, ale musi mnie poinformować ze criotransfer prawdopodobnie będzie przełożony lub nie odbędzie się wcale. Mam dzwonić następnego dnia czyli w poniedziałek. Nie śpię. Rano dostaję telefon z kliniki że zarodek żyje, dzieli się wolniej, ale się dzieli i że będą go obserwować do jutra i krio ustalają na wtorek po południu. czekam wieczorem na telefon z kliniki. Nie dzwonią. Staram się nie cieszyć, ale cholera zaczynam wierzyć że przeżyję tą noc i być może ją prześpię. Rano dzwonie do laboratorium - wszystko ok zarodek żyje,dzieli się co prawda stadium blastocysty jeszcze nie osiągnął, ale jest szansa że do godziny CT już będzie. Jedziemy.
Criotransfer się odbywa, podają mi jeden zarodek - morulę kompaktującą.
szanse?
Przygotowania do krio od początku marca,mam krókie w dodatku nieregularne cykle. Owulacja 13dc wieczorem tj 16.03, (czuję kłucia w lewym jajniku, liczny śluz, w piątek rano monitoring potwierdza pęknięcie pęcherzyka))dzwonię do kliniki, rozmrażają w sobotę (zarodki 2 dniowe), termin crio umówiony na poniedziałek po ciężkich pertraktacjach z Panią w recepcji która twierdzi że w tym dniu mój doktor nie przeprowadza transferu bo to jego dzień punkcyjny, do recepcji dzwoni doktor słyszę rozmowę na lini bo Pani nie wyłącza mikrofonu " ale jakim cudem doktorze, nie ma kompletnie miejsca, no dobrze a co jeśli pacjentka nie wyrazi zgody" i to sformułowanie słyszę dwa razy, potem już przestaję słyszeć cokolwiek, w końcu w telefonie słyszę "bardzo proszę zadzwonić za 10 min". Dzwonię, criotransfer umówiony na poniedziałek na popołudnie. ufff płaczę ze szczęścia, jak się okazuje niepotrzebnie bo szczęście jest pozorne, dostaję telefon w niedzielę wieczorem że mój "zarodek nie reaguje na rozmrożenie tak jak powinien" , pytam "zarodek???? jeden???? przecież rozmawialiśmy o podaniu dwóch zarodków? a co z drugim?, w odpowiedzi słyszę: Pani jest o cesarskim cięciu więc jeden" .
krew mnie zalewa bo z doktorem rozmawialiśmy o dwóch zarodkach (jeden słabo rokujący i jeden czterokomórkowiec - zostawili ten słabszy po co? Jestem załamana
dalsza rozmowa odnośnie zarodka - co to znaczy, że nic z tego ne będzie? Pan odpowiada,że zarodek się dzieli ale wolniej, ale musi mnie poinformować ze criotransfer prawdopodobnie będzie przełożony lub nie odbędzie się wcale. Mam dzwonić następnego dnia czyli w poniedziałek. Nie śpię. Rano dostaję telefon z kliniki że zarodek żyje, dzieli się wolniej, ale się dzieli i że będą go obserwować do jutra i krio ustalają na wtorek po południu. czekam wieczorem na telefon z kliniki. Nie dzwonią. Staram się nie cieszyć, ale cholera zaczynam wierzyć że przeżyję tą noc i być może ją prześpię. Rano dzwonie do laboratorium - wszystko ok zarodek żyje,dzieli się co prawda stadium blastocysty jeszcze nie osiągnął, ale jest szansa że do godziny CT już będzie. Jedziemy.
Criotransfer się odbywa, podają mi jeden zarodek - morulę kompaktującą.
szanse?