Strona 5 z 5

Re: Od czego zacząć? RZ niespokrewniona

: 18 lis 2016 13:46
autor: Leeleeth
U nas, cóż, zastój. Sąd nadal nie wyznaczył terminu rozprawy, i nie wiadomo kiedy to nastąpi, na razie mb skupiła się na najstarszej.
Mimo wszystko poszłam do pcpr-u, tak więc zaczynamy procedurę. Kierowniczka zaproponowała nam, że możemy od razu zostać PO lub RDD, co Wy, jako doświadczeni, na to? Trochę się obawiam, bo to taki skok na głęboką wodę...

Re: Od czego zacząć? RZ niespokrewniona

: 19 lis 2016 02:50
autor: Pikuś Incognito
Leeleeth, swoją determinacją i zamiłowaniem do bycia rodzicem (w jakiejkolwiek formie – biologicznej,adopcyjnej, czy też zastępczej), trochę przypominasz mi moją żonę. Nie wątpię więc, że masz wszystko dobrze przemyślane i skoro dajesz sobie świetnie radę z piątką dzieci, to wiem, że również ósemka Cię nie przeraża.

Jednak chęć pójścia w zawodowstwo, niesie z sobą szereg dodatkowych kwestii do rozważenia. Spróbuję je krótko wypunktować.

- Masz niewielkie pole manewru, jeżeli chodzi o dobór dzieci, które znajdą się w Twojej rodzinie. W uzasadnionych przypadkach można odmówić przyjęcia jakiegoś dziecka (nam też to raz się zdarzyło), jednak trzeba liczyć się z tym, że może pojawić się w rodzinie ktoś, kto nijak do niej nie pasuje. Będąc PR można „zacisnąć zęby” i przeczekać te kilka, czy kilkanaście miesięcy. Gorzej, gdy ktoś taki znajdzie się w ZRZ czy RDD.

- Do RDD trafiają raczej dzieci starsze, które mogą próbować dominować nad waszymi (młodszymi) dziećmi. Do tego trzeba się liczyć z koniecznością opieki nawet nad dodatkową ósemką dzieci. No i powiedzmy sobie szczerze, najprawdopodobniej wcale nie będą one chciały zostać przyjaciółmi waszych dzieci.

- Będąc PR należy brać pod uwagę możliwość przyjęcia noworodka jak też dziecka szkolnego. Jednej osobie może być trudno zapanować nad nocnym życiem kilku maluchów, budzących się o różnych porach nocy. A rano trzeba wstać i dowieźć starszaki do przedszkola czy szkoły. Częściej występuje też konieczność wizyt u lekarzy-specjalistów, wyjazdów na rehabilitację czy terapię. Umiejętności logistyczne są bardzo pożądane. W normalnej rodzinie taki stan trwa kilka-kilkanaście miesięcy (potem dzieci dorastają). W PR trwa to latami, aż w końcu następuje wypalenie – trzeba mieć też tego świadomość. Słyszałem, że bezpieczny okres bycia PR, to 10 lat.

- Własne dzieci mogą się poczuć zagrożone a nawet odrzucone. Może ulec zachwianiu ich poczucie bezpieczeństwa. Widząc częstą rotację (np. w PR) mogą zadawać sobie pytanie: „kiedy przyjdzie kolej na mnie?” Dzieci te wielokrotnie dokonują pewnego rodzaju selekcji mówiąc: „to jest moja siostra, a to jest moja prawdziwa siostra”. Słowo „prawdziwa” kojarzy się z bezpieczeństwem.

Uważam, że dużą rodzinę zastępczą nie do końca można przyrównywać do rodziny wielodzietnej. W tej drugiej, różnica między najstarszym, a najmłodszym dzieckiem to czasami nawet 20 lat. W rodzinie zastępczej dzieci są najczęściej w zbliżonym wieku i często rywalizują ze sobą.
Rodzice mający pod opieką kilkoro dzieci zastępczych, niechętnie wypowiadają się o wpływie swojej pasji (bycia rodzicem zastępczym) na swoje dzieci biologiczne, ponieważ w większości przypadków musieliby przyznać, że coś mogli zrobić lepiej, czegoś nie dopilnowali – zwyczajnie brakowało sił i czasu.
Dzieci przebywające w naszym pogotowiu wydają się być szczęśliwe. Traktują nas jak rodziców, a my ich jak nasze własne dzieci. Wydaje się, że łączą nas silne więzi … ale jednak staramy się, aby ich pobyt w naszym domu był jak najkrótszy (i wcale nie dlatego, że rozstanie będzie trudniejsze). Zauważyliśmy, że po odejściu do nowej rodziny następuje gwałtowny rozwój emocjonalny. Wygląda więc na to, że u nas te dzieci czują się jednymi z wielu, a pragną być tymi jedynymi. Nie wiem co czułyby nasze dzieci biologiczne, gdyby były w ich wieku …, ale pewnie to samo.

Re: Od czego zacząć? RZ niespokrewniona

: 19 lis 2016 09:49
autor: bloo
To Twoja decyzja, poniżej garść moich opinii uzupełniających to, co napisał Pikuś:

- inna jest dynamika rodziny mającej dzieci biologiczne, inna - rodziny adopcyjnej. To nie koniec- inna będzie dynamika rodziny bio mającej małe dzieci, inna - podrośnięte, nastolatki lub młodych dorosłych. Z adopcyjną - inna wtedy, gdy dzieci są u nas 10 lat i dłużej, inna jeśli jest to wciąż "młoda adopcja". Różnice, już bez podziału na bio i ado, będą dotyczyć wieku dzieci, ich stabilizacji w rodzinie i osobowości.
Czynnikiem ryzyka wydaje mi się sytuacja, gdy w domu są dzieci starsze niż 3 lata i młodsze niż 15, bo to jest okres, w którym z jednej strony dziecko jest na tyle duże, że zna już swoją rolę w rodzinie i nie będzie (na ogół) skłonne do dzielenia się nią, a z drugiej strony nie posiada jeszcze na tyle rozbudowanego życia społecznego (koledzy, wyjścia, pasje pozaszkolne), aby znajdować sobie odskocznię i odklejać się od rodziców w poczuciu, że samo tak wybrało, a nie że sytuacja do tego zmusza

- na to się nakłada to co napisał Pikuś: im krócej jest dziecko z nami (sytuacja adopcji) tym więcej obaw może w dziecku budzić "terminalność" pobytu kolejnych dzieci w pieczy. W rodzinach zastępczych nawet biologiczne dzieci potrafią pytać o to, kiedy przyjdą do nich ich rodzice, choć mają ich na co dzień, a co dopiero dzieci adoptowane ze świadomością adopcji. To może nie budować poczucia bezpieczeństwa "naszych" dzieci - tak nie musi się stać, ale jest takie wysokie ryzyko

- inna sprawa, o której tu pisane nie było, a ktorą należy imo brać pod uwagę to sprawy polityczne. Jest w miarę jasne (a w każdym razie staje się jasne dla praktykujących RZ), że im bardziej koordynator jest zadowolony z rodziny i pokłada w niej nadzieje (a Ty, Leeleeth, Jesteś tu modelowym przykładem, bo wykazałaś chęć, serce, wolę i dodatkowo radzisz sobie) tym większa będzie presja na zawodowstwo. Z jednej strony jest to bardzo miłe i nam pochlebia, ale z drugiej strony to nie koordynatorzy będą tworzyć rodzinę, tylko my.
To taka sytuacja, w której trzeba stanąć w prawdzie przed sobą i partnerem/rką i wyłączyć się na naciski, zachęty, propozycje etc. robiąc chłodny rachunek zysków i strat własnej rodziny, bo nie ma RZ bez opiekunów i to oni są najważniejsi (celowo nie piszę o dzieciach, bo nie ma opieki nad dziećmi, jeśli opiekunowie nie są zaopiekowani przez siebie samych i nie rozpoznali asertywnie swojej sytuacji,możliwości, ryzyk itd. Wtedy po prostu samolot rozbija się przed startem).
Kiepsko jest, jeśli niesieni naszą pasją i sercem lądujemy w sytuacji, w której widzimy straty własnych dzieci i niespecjalnie mamy juz pole do manewru, bo decyzje zapadły, dzieci są w pieczy zawodowej, umowy są podpisane i robi się pat.


Reasumując: o ile wcześniej uważałam, że zapis ustawowy o praktyce jako niezawodowa RZ, a potem zawodowstwie, jest zawracaniem głowy i wstrzymuje tylko chętne rodziny w ich drodze, o tyle teraz zaczynam dostrzegać w nim sens. Czas praktyki jest czasem na rozeznanie swoich możliwości, reakcji dzieci i tego, jak to wpływa na dynamikę naszej rodziny.
Muszę spadać, napisałabym więcej, ale właśnie wybywam na kurs na zawodową :lol:

Re: Od czego zacząć? RZ niespokrewniona

: 19 lis 2016 14:49
autor: Bebinia
Leeleeth, od 8 lat jestem rodziną niezawodową. Wiele razy zastanawiałam się nad zawodowstwem. Rozważałam za i przeciw.
Może kiedyś zostanę zawodową, ten temat nie jest dla mnie jeszcze zamknięty. Jest jednak wiele sytuacji, gdy myślę sobie: jak to dobrze, że zawodową nie jestem, że mam pewną swobodę w podejmowaniu decyzji, które bardzo mocno wpłyną na wszystkich w rodzinie. I powiem Ci, że na Twoim miejscu zawodową bym nie została. Ewentualnie - najpierw na kilka lat niezawodową, żeby zobaczyć, jak Twoje dzieci będą w tym funkcjonowały, i ewentualnie dopiero później, mając już doświadczenie, podejmowałabym decyzję odnośnie zawodowstwa.

Re: Od czego zacząć? RZ niespokrewniona

: 20 lis 2016 10:31
autor: bloo
Bebinia pisze: Jest jednak wiele sytuacji, gdy myślę sobie: jak to dobrze, że zawodową nie jestem, że mam pewną swobodę w podejmowaniu decyzji, które bardzo mocno wpłyną na wszystkich w rodzinie.

to jest chyba jeden z wazniejszych argumentów dla rodzin rozważających zawodowstwo, które mają swoje dzieci w domu i są to małe dzieci. Zasadniczo będąc ZRZ prawo do odmówienia przyjecia dzieci jest bardzo ograniczone, co się swoimi skutkami wiąże z tym co napisałam powyżej (dynamika rodziny).
Patrzę też na doświadczenia rodzin, z którymi się szkolę, i powiem tak: na łącznie siedmioro dzieci wszystkich kursantów, w przypadku czwórki dzieci chciałabym mieć prawo odmowy. To są fajne dzieciaki i tak dalej, ale skala i rodzaj ich problemów tak mocno by wpłynął na nasz układ rodzinny (moi synowie), że nie podjęłabym się opieki będąc matką siedmiolatka (starszy syn by sobie poradził). Inna byłaby sytuacja, gdybym miała dzieci starsze bądź na progu usamodzielnienia. W tej chwili odnoszę się nie do kompetencji i woli opiekunów, ale właśnie do realiów - my nie przyjmujemy dzieci do pustego domu.
Dla mnie jest to jeden z walniejszych argumentów przeciwko zawodowstwu, które obecnie rozważamy.

Generalnie - namawiałabym Cię Lilith na kurs bez składania żadnych zobowiązań co do przyszłości. RZ na razie znasz z doświadczeń cudzych i to jest bardzo ważne, bo już daje jakiś wgląd. Ale szkoła życia przychodzi w praniu i wiele się zmienia. Samo wzięcie w pieczę pierwszego dziecka (lub dzieci) już daje nam pogląd na konkrety i pozwala trafniej ocenić, czy zawodowstwo wchodzi w grę czy nie.
Ja np. zawsze mapowałam jako swój najsłabszy obszar sieć kontaktów medycznych - byłam przekonana, że tu polegnę, bo własne dzieci mam zdrowe (odpukać), kontakty z przychodnią sprowadzają się do szczepień itd. i umierałam na myśl, że mogą czekać mnie diagnozy i orzeczenia, rehabilitacje etc.
W praktyce okazało się to bułką z masłem. Jest dobrze, radzimy sobie z tym, kontakty szybko nawiązaliśmy, bardzo dużo życzliwości nas spotkało ze strony specjalistów i terapeutów, logistycznie się to ładnie skleja - w życiu bym tego nie przewidziała.
Drugim słabym i mapowanym obszarem była sieć kontaktów społecznych, bo w trakcie kursu uważałam,że nie mam co liczyć na rodzinę i znajomych - znów w praniu wyszło inaczej i mamy sporo wsparcia, dzieciaki są włączone w system rodzinny, aż miło patrzeć.
Dla odmiany jako silny obszar podawałam kwestie spójności i stabilności własnej rodziny rozumianej jako domownicy. I co się okazało? To właśnie z tym obszarem jest najwięcej kłopotów, są problemy z młodszym synem (zazdrośc, poczucie odrzucenia, rywalizacja o rodziców) i co więcej nie są to sprawy rozwiązywalne krótkoterminowo.

trzy przykłady pokazujące, czym się różnią spekulacje i pogłębione refleksje czynione na sucho od tych, które wychodzą już w praktyce RZ. Mając to na uwadze nie podjęłabym decyzji o czymś tak poważnym jak RDD czy PO bez praktyki jako niezawodowa rodzina zastępcza i bez przekonania się na własnej skórze, jak to zadziała na tkance własnej rodziny.

Re: Od czego zacząć? RZ niespokrewniona

: 22 lis 2016 14:16
autor: Leeleeth
Bardzo Wam dziękuję za wszystkie rady, za każdą napisaną linijkę, dużo dało mi to do myślenia, sporo jeszcze do przemyślenia,
zawożąc podanie, porozmawiam jeszcze w tej sprawie, jednak uważam, że nie podołam z opieką nad większą ilością dzieci, wolałabym zacząć od jednego malucha i na spokojnie przejść na zawodową gdy poczuję się gotowa na to.