proszę o pomoc-trudna sytuacja u sąsiadów

Dyskusja na temat wszystkiego co dotyczy rodzinnych domów dziecka, rodzin zastępczych, pogotowii rodzinnych i szeroko rozumianej tematyki rodzicielstwa zastępczego.

Moderator: Moderatorzy rodzicielstwo zastępcze

ODPOWIEDZ
henrykkk
Posty: 1
Rejestracja: 01 gru 2013 14:47

proszę o pomoc-trudna sytuacja u sąsiadów

Post autor: henrykkk »

Dzień dobry Państwu,

mam od czerwca nowych sąsiadów. Mam pewne podejrzenia, podkreślam, że podejrzenia/przypuszczenia, gdyż nie jestem pewien całej sytuacji, ale wewnętrzny głos nakazuje mi działać, sam nie wiem jak. Proszę o poradę.

Otóż jest to rodzina składająca się z 3 chłopców - chodzą do gimnazjum oraz czwarty chłopiec - 7 lat, do tego ciocia około 50 lat, którą teraz widuję z niemowlakiem ( nie wiem czy urodziła, czy to jej dziecko, była otyła a od jakiegoś czasu jest szczuplejsza no i z wózkiem widuję ją). Moje spostrzeżenia wynikają z obserwacji i rozmów z chłopcami a to w windzie, a to przy domofonie, i odgłosy zza ściany.Raz byłem w środku w mieszkaniu ale o tym poniżej.

Mam podejrzenia, że nie dzieje się u sąsiadów dobrze.

Chłopcy do sąsiadki mówią ciociu, raz strzeliłem gafę w windzie mówiąc do chłopca " widziałem waszą mamę w sklepie", na co najmłodszy poprawił mnie, że to nie jest jego mama, a ciocia, gdyż mama umarła i teraz mieszka z ciocią. I faktycznie u pozostałych chłopców też potem słyszałem "ciocia".

Do sedna: często słyszę jak sąsiadka krzyczy na dzieci, jest to taki prostacki krzyk, agresywny, stawia mnie na nogi, dorosłego człowieka. Chłopcy w większości robią zakupy, dźwigają torby, jeden ma eleganckie ubrania,jest wygadany, pozostali gorsze ubrania, np. w piątek jednego z nich widziałem w bluzie a nie w kurtce,
bluza była brudna. Dzieci są kontaktowe, ale mówią mało, zresztą windą jedziemy minutę więc na dialogi nie ma czasu...
Wczoraj była tam impreza, do późnej nocy, głośna muzyka. Przypuszczam, że był alkohol, zaczynam mieć coraz gorsze myśli i sam nie wiem czy reagować, jak reagować...

Jakiś czas temu sąsiadka zapukała po mnie, czy nie pomógłbym jej z uszczelką przy pralce (trochę wody puściła pralka), wyznała, że mąż za granicą i jest sama z tymi sprawami. Poszedłem do mieszkania. W środku było czysto,stał wózek niemowlęcy,3 pokoje, w tym jeden z tv i ławą-chyba gościnny, chłopcy w najmniejszym siedzieli przy komputerze - jeden grał a reszta kibicowała. Chyba śpią w 4 w jednym pokoju, widziałem 2 tapczany. I gdy grzebałem przy pralce, sąsiadka nagle strasznie skrzyczała najmłodszego gdyż ten zapomniał wyjąć z plecaka czarnego już banana którego nie zjadł. Ta kobieta miała w sobie jad, strasznie mnie to uderzyło. Reakcja chłopca - spuścił głowę, zasmucił się i wyrzucił tego banana (nadawał się tylko do śmieci). Niby nic strasznego go nie spotkało, ale ta jej agresja werbalna ścięła mnie z nóg, po prostu nie współmierna do winy, w mojej ocenie Tak jakby to dziecko ją denerwowało najmniejszym przewinieniem.
Postanowiłem wykorzystać okazję, gdy odwiedził mnie bratanek i zaproponowałem sąsiadce, że może wyszliby chłopcy z nami do kina, na co usłyszałem, że jest rok szkolny, nie uczą się, nie będzie żadnego kina. Podkreśliła, że dzieci kłamią, ma z nimi problemy, naopowiadają mi głupot i ona znowu będzie miała kontrole, że ma tego dosyć i nie będzie kolejny raz zmieniać mieszkania. Trzas drzwiami przed nosem.
Kolejnym razem wysłałem bratanka po chłopców, by miał towarzystwo do Play Station, na co sąsiadka odburknęła (nasłuchiwałem zza drzwi odpowiedzi), że przyjemności będą w ferie i nie zasłużyli sobie.
Którymś tam razem najmłodszy powiedział mi w windzie (tak, w windzie prowadzę wywiady, do tego doszło), że ciocia strasznie krzyczy i go brzuch od tego boli.

Ona z kolei (jak szliśmy razem z przystanku) kolejny raz mówiła mi, żebym nie słuchał bujd opowiadanych przez małego i pytała co mi mówił, gdyż ona pracuje nad tym by nie kłamał. Nie wierzę tej kobiecie, wydaje mi się, podkreślam WYDAJE mi się (bo jak to zweryfikować?) że małemu jest tam źle i jak to dziecko, nie jest w stanie we wszystkim kontrolować się i mówi prawdę. Jak dotrzeć do PRAWDY?

Za jakiś czas jechałem windą z sąsiadką, niemowlakiem w wózku i najmłodszym. Najmłodszy powiedział "ciociu chcę do normalnej rodziny" na co ona "przecież tworzymy normalną rodzinę". Mnie, starego konia, ścisnęło za serce, tak to mały powiedział. Dlatego nie mogę już nie interesować się tą rodziną. Sam siebie o to nie podejrzewałem.

Doszły mnie słuchy/plotki, że ona za te dzieci ma pieniądze z opieki, nie wiem czy to prawda. Sprzątaczka opowiadała (kolejne źródło plotek lub prawdy), że ta kobieta piła 2 lata temu z koleżanką alkoholiczką (tzn. koleżanką sprzątaczki) i już wtedy te dzieci miała, i kontrole z opieki w domu i dlatego przeprowadziła się.
Poza tym 2 razy widziałem ją w windzie w kiepskiej formie, to był prawdopodobnie kac.

Co ja teraz mam zrobić ? Nie chcę skrzywdzić tej kobiety i "rodziny" ale coraz częściej myślę, że te dzieci nie są tam szczęśliwe. Przypuszczam, że nie są bite, ale dobre warunki do rozwoju to nie są (chodzi mi o aspekt emocjonalny i psychiczny), że jest tam alkohol, i że dzieci są w zmowie tzn. manipulowane żeby nie wyciekły żadne informacje co tam dzieje się naprawdę, a najmłodszy, chyba jeszcze trudno zamknąć mu usta i sterować.
Czy pójście do kina i Play Station u sąsiada to coś naprawdę extra czy też ja źle to widzę? Może sąsiadka boi się,m że dzieci coś mi powiedzą ? Czy te dzieci powinny targać tyle zakupów? Czy u sensownych rodzin z niemowlakiem są głośne imprezy do późna?

Dziś cały dzień mam czarne myśli, że te dzieci są tam nieszczęśliwe. Nie sądziłem, że kiedyś tak "zainteresuje" mnie los sąsiadów, bo mam własne życie i problemy, ale ten mały strasznie mnie poruszył.
Chłopcy chodzą do pobliskiej szkoły, ale nie wiem jak nazywają się,znam tylko imiona. Co mogę zrobić w celu wyjaśnienia niepewności, czy te dzieci są tam szczęśliwe czy też nie? Sprawa jest delikatna, nie chcę mieć na sumieniu tych dzieciaków, nie chcę pogorszyć ich losu ani też przyłożyć łapy swą biernością do nieszczęścia. Nie chcę też oczerniać tej kobiety, ale czuję wewnętrznie, że dzieciaki są w rygorze i na zasadzie "morda w kubeł", nasze życie nasza sprawa.

Subiektywnie jestem przekonany, że tej kobiecie bliżej do patlogii niż do rokującej rodziny. Co mogę zrobić w tej sprawie?
trnado12
Posty: 300
Rejestracja: 24 lip 2013 22:13

Re: proszę o pomoc-trudna sytuacja u sąsiadów

Post autor: trnado12 »

henrykkk-u no cóż nie są to łatwe sprawy... cieszę się że się tym zaintersowałeś. Nie wiem za bardzo co ci doradzić... z jednej strony dobrze by było skonsultować się nawet anonimowo z ośrodkiem pomocy społecznej (możesz po miejscu zamieszkania w internecie sprawdzić przyporządkowany ośrodek pomocy społecznej) - obyś tylko trafił na konkretnego pracownika socjalnego... możesz nawet w rozmowie nie mówić narazie o kogo chodzi tylko poradzić się i wybadasz czy ten pracownik jakiś "sensowny". No i oczywiście obserwuj co się tam dzieje...

Na mój gust, wspominana "ciocia" tworzy dla chłopców rodzinę zastępczą i może stąd informacja że bierze na dzieci pieniądze (w przypadku rodziny zastepczej tak jest)... i są to niemałe pieniądze liczone razy 4(tak zrozumiałam że chłopców jest 4).

Może nie było by złym pomysłem przy okazji następnej głośnej imprezy zadzwonić na straż miejską lub policję... jak już wpadną do domu to i na dzieci rzucą okiem (zadzwonic można anonimowo) więc nie będzie w razie czego pretensji do Ciebie...

Więcej pomysłów narazie nie mam jak mi coś wpadnie do głowy - odezwę się.

Tak czy owak zostaw tu na forum info jeśli będą jakieś postępy w sprawie.
trnado12

"Wczoraj, kiedy twoje imię ktoś wymówił przy mnie głośno, tak mi było jakby róża przez otwarte wpadła okno..."
-mia-
Posty: 263
Rejestracja: 06 paź 2008 00:00

Re: proszę o pomoc-trudna sytuacja u sąsiadów

Post autor: -mia- »

Może zadzwoń do swojego pcpr-u w regionie podaj adres i zapytaj czy to nie jest może ich rodzina zastępcza. Jeśli jest, to możesz podzielić się z nimi swoimi obawami.
Julka777
Posty: 79
Rejestracja: 17 sie 2011 12:23

Re: proszę o pomoc-trudna sytuacja u sąsiadów

Post autor: Julka777 »

Moim zdaniem powinieneś wnikliwie przeanalizować całą tą sytuację i zastanowić się, czy to faktycznie głęboko odbiega od norm społecznych, czy może po prostu jesteś już tak zaabsorbowany życiem tej rodziny, że zrobiłeś się nieco przewrażliwiony.
Nie zrozum mnie źle. Reagować należy i również za tym jestem. Natomiast czasami osoby trzecie widzą i słyszą sytuacje wybiórcze, które nie mają swojego odzwierciedlenia w codziennym życiu.
Na podstawie swojej RZ mogę Ci podać kilka przykładów:
- moja młoda, jak się do mnie wprowadziła, panicznie bała się wody i każda (bez wyjątku, przez dobrych kilka, może nawet kilkanaście tygodni) kąpiel dla sąsiadów musiała wyglądać jakby dziecko przeżywało istne katusze, bo młoda krzyczała wniebogłosy. Myć dziecko musiałam (chociaż słowo "myć" jest tutaj zbyt wielkie ... raczej ochlapać wodą absolutnie bez mydła), a jak tylko odkręcałam wodę w kranie, to słyszałam "Boję się!!! Ja nie chcę!!! Nie rób mi krzywdy!!! Proszę, proszę, proszę!!!". Czy ja krzywdziłam moje dziecko? Nie. Czy w oczach sąsiadów coś niedobrego działo się w mojej rodzinie? Na pewno tak.
(w chwili obecnej, po kilku spotkaniach z psychologiem, problemów z kąpielą ZERO, mało tego młoda śmiga uradowana co tydzień na basen)
- młoda jest nieprzeciętnie ruchliwym i żywiołowym dzieckiem. Ciągle się o coś potyka, przewraca, idzie do przodu patrząc się do tyłu, co w efekcie kończy się bolesnym spotkaniem ze ścianą, meblami itp. Na jej ciele jest mnóstwo siniaków i różnorodnych zadrapań, których ona sama nie jest w stanie wytłumaczyć. Był czas, że Panie z przedszkola spoglądały na mnie spode łba, jakby chciały mi za chwilę wykrzyczeć, jaka to ja jestem zła i niedobra, bo na pewno dziecko w domu katuję. No a przecież nie katuję!
(wizyty u ortopedy dały nam na tyle dużo, aby w tej całej ruchliwości nie przewracać się chociaż o swoje "kacze" stópki)

I mogłabym tak wymienić pewnie jeszcze niejedną (dla niektórych patologiczną) sytuację. Są u mnie spotkania, imprezy itp., bo należę do osób uspołecznionych ;) Młoda rozrabia, jak każde dziecko w jej młodym wieku i czasami krzyknę na nią tak, że aż się sama siebie wystraszę ;) Ale w domu panują zasady i dzień w dzień wyznaczamy wśród domowników pewne granice. I to nie jest rygor, tylko wychowanie.

Na koniec wrócę jeszcze do tego stwierdzenia "chcę mieć normalną rodzinę". Moja młoda pakowała się i wyprowadzała z domu w wieku 4 lat, bo tak się na mnie obraziła za to, że czegoś nie było jej wolno, że stwierdziła, że u dziadków będzie jej lepiej (bo dziadkowie, jak to dziadkowie - high life). Przeszło jej po 20 minutach, jak w TV zaczęła się jej ulubiona bajka i stwierdziła, że teraz nie ma czasu, najwyżej jutro się wyprowadzi. Równie dobrze mogłaby naopowiadać w przedszkolu, że jest jej źle w domu i chce do kogoś innego. Ale przecież ja ją kocham nad życie i ona mnie też, co powtarza mi kilka razy dziennie.

Dlatego też warto jest się danej sytuacji przyjrzeć dokładnie, może porozmawiać z innymi sąsiadami o ich odczuciach na ten temat, a potem zwrócić się ewentualnie do MOPS. Skoro dzieci nie przejawiają oznak znęcania fizycznego, nie są zaniedbane, chodzą do szkoły, to może to jednak przewrażliwienie?

Nie chcę oczywiście nikogo usprawiedliwiać ... nie byłam świadkiem awantur domowych, nie znam kobiety ani tych dzieci i opieram się jedynie na tym, co przeczytałam. Opisałam tylko takie paradoksy, dzięki którym można inaczej na sprawę spojrzeć.

Pozdrawiam i również czekam na wieści.
Julka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Rodzicielstwo zastępcze”