Dzieci a blizsza i dalsza rodzina

Dyskusja na temat wszystkiego co dotyczy rodzinnych domów dziecka, rodzin zastępczych, pogotowii rodzinnych i szeroko rozumianej tematyki rodzicielstwa zastępczego.

Moderator: Moderatorzy rodzicielstwo zastępcze

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
sly74
Posty: 121
Rejestracja: 30 maja 2007 00:00

Dzieci a blizsza i dalsza rodzina

Post autor: sly74 »

Witam

Napisalem ten temat aby troche porozmawiac o rodzinie dalszej jak i blizszej .Jak u Was jest z tym?Czy dzieci moga odczuc niechcec,lek od Waszych rodzin lub co gorsza odrzucenie i nie liczenie sie znimi...
Znam pare takich przypadkow i nie wyglada to dobrze chociaz sa i takie kiedy wszystko jest ok .
Agatka
Posty: 411
Rejestracja: 25 cze 2003 00:00

Post autor: Agatka »

Jesteśmy rodzina adopcyjną.
Jedni rodzice na wieść o naszej decyzji bardzo się ucieszyli, drudzy "uczcili" minutą ciszy. Dziś wszyscy kochają nasze dzieci. Mój tata, ostatnio zapytany przez swojego kolegę jak się z tym czuje, bardzo się zdenerwował, bo przecież to moje dzieci i o co w ogóle mu chodzi, choć jest już staruszkiem, człowiekiem starej daty i można było się spodziewać bardzo dziwnej odpowiedzi, zaskoczył wszystkich bardzo, bardzo pozytywnie.

W rodzinie dzieci mają jednego kuzyna (10lat - młodszy syn mojej siostry), który za bardzo wypytuje moje dzieci, czasem mnie to męczy i zastanawiam się jak z nim pogadać. W czasie ostatniej naszej wizyty u nich weszłam na koniec ich rozmowy, kiedy jego starszy brat go strofował: "głupi jesteś, skąd ona ma to wiedzieć, przecież była mała w domu dziecka!" Niestety nie mogę się spodziewać, że porozmawiają z nim jego rodzice, akceptują nasze dzieci, nie traktują ich inaczej, ale nie potrafią z dziećmi rozmawiać...
Dziwne zachowanie ma też teściowa, przy całej jej miłości do Sandry...
Teściowie bardziej rozpieszczają wnuczkę, bo to jedyna dziewczynka w tej części rodziny.
Moja młodsza siostra urodziła niedawno córeczkę, więc Sandra trochę się "uwstecznia", znowu chce jeździć w wózeczku, nosić się :hihi: Po ostatnim spotkaniu z Maleńką Sandra opowiadała babci jak to Hania piła mleczko z cycusia, na co babcia do niej: "jak byłaś mała, to też piłaś mleczko z cycusia mamusi" Myślałam, że spadnę z krzesła!!

Z bardzo dziwnymi tematami musimy się uporać. Nie wydaje mi się, żeby w którymś miejscu nasze dzieci były nie akceptowane. Mam nadzieję, że w porę coś takiego zauważymy i sobie damy radę...

Na innym wątku przeczytałam:
krystynaz pisze:mysle ze moja mam kiedy mnie adoptowala to straszliwie odczuwala "kompleks bezpłodności" dlatego w wychowaniu mnie skupiła sie nie na tym co najważniejsze. Nie szukała MIŁOŚCI i obiekty do KOCHANIA, ale zapomnienia o swym "deficycie"
Mam nadzieję, że nie zostałam napiętnowana niepłodnością, wiem, że była i jest. Tyle, że po prostu nie ma już znaczenia, odnaleźliśmy MIŁOŚĆ.
Teraz tylko musimy nic nie spiep... przepraszam, nie zepsuć...

Pozdrawiam


http://www.suwaczki.com/tickers/zpdoxqpk5iifc0l8.png

http://agatkaboj.blogspot.com/
Awatar użytkownika
sly74
Posty: 121
Rejestracja: 30 maja 2007 00:00

Post autor: sly74 »

Agatka dzieki za ta wypowiedz i mysle tzn wiem ze sobie poradzicie bo juz macie za soba tych pytan i odpowiedzi :)
Znam tez przypadek ze rodzina adoptowala chlopca i sie okazalo ze On zostal przyjety do rodziny od 1 dnia :)
Awatar użytkownika
bordo
Posty: 1217
Rejestracja: 07 wrz 2006 00:00

Post autor: bordo »

U nas nie ma tak wesolo i przyjemnie ;( Pamietam moment kiedy , wyszlam z przychodni po laparoskopii ( byl listopad ) i akurat tescie przyjechali po mnie - na " dzien dobry powiedzialam " - dziadkami nie bedziecie . Wiec oni zaczeli sie klucic m/soba , ze w gre wchodzi adopcja - na co tesciu stwierdzil- ze to nie jest dobre - bo dobrzy ludzie doniosa dziecku , ze jest adoptowane - w tym czasie maja szczescie, ze siedzialam juz za kierownica bo nie wiem co bym zrobila - wiec oznajmilam tylko, ze teraz nikt przed dzieckiem tego faktu nie ukrywa i maja ten temat skonczyc . Pozniej byly proby, a koncem sierpnia zglosilismy sie do OAO. Sprawa poszla dosc szybko , bo w pazdzierniku juz poznalismy naszego Matiego, od listopada byl z nami w wekendy, a w grudniu na Swieta praktycznie juz byl z nami. W ktorys kolejny wekend zadzwonilam w koncu do tesciow i pytam czy nie przyjechaliby " na kawe "? Na co tesciowa powiedziala, ze nie ( 1000 wykretow ) - wiec ja jej w koncu na to - prosto z mostu - to nie chcecie poznac przyszlego wnuczka ? No i nie miala wyjscia - kupili po drodze kilka slodyczy ( byl okres Mikolajkowy ) . W domu niby wszystko bylo ok, bawili sie razem , sciskali itp. Pozniej nadeszly swieta - wiec zaprosilismy cala rodzine do nas i zrobilismy ogromna wigilie . Bylo dosc milo - symapatycznie . Mati dostal " laptopa dla dzieci " ( ktory jeszcze poczeka przynajmniej rok w szafie zanim podrosnie i bedzie umial z niego korzystac ) ale babcia bedzie sie mogla wszystkim chwalic, ze kupila " wnukowi " laptopa ;) Przyszedl 15 styczen - wiec pojechalismy do tesciowej na urodziny , potem luty - pechowo sie stalo bo bylam troszke przeziebiona i mezus wygadal sie przez telefon, ze zle sie czuje , wiec tesciowie mieli wymowke, zeby do mnie na urodziny nie przyjezdzac . Nastal marzec - urodziny tescia - bylo bardzo, bardzo fajnie - maly przeszczesliwy- dziadek wychodzil z nim przed blok- chwalil sie wnukiem. Babcia sie z nim super bawila. Pomyslalam sobie - uffffffffff jednak potrzeba bylo im czasu - bedzie wszystko dobrze . Pozniej nastal kwiecien - tesciu przyjezdzal dosc czesto - pomagal mezowi w pracach przy domu - ale babcia sie nie pojawila ani razu . Koncem kwietnia dowiedzielismy sie, ze czeka na nas corcia ;) Pierwsze pytanie padlo - czy do adopcji- czy bedzie miala nazwisko ? Mati jest u nas jeszcze do czasu uregulowania sytuacji prawnej w RZ ( wiec to nie wnuczek ) . Wiec , dziadkowie odetchneli z ulga jak dowiedzieli sie, ze Viki bedzie miala to " ich nazwisko ". W maju na " dzien matki " na kilka dni przed przywitaniem Viki w domciu mysmy sie wybarli do dziadkow - akurat byla u nich siostra meza z " prawdziwymi wnukami ( 17 i 19 lat ) babcia tak starala sie przytulic wielkiego wnuka , posadzic go sobie na kolanach a ten " stary kon " przecudnie sie wyrywal jej - a moj Mati - coz - biedny siedzial na hustawce i smial sie z tego w nieboglosy - Chwala Panu Bogu, ze nie rozumial jeszcze sytuacji - a ja - zalana lzami ucieklam na drugi koniec ich dzialki - niby szukac truskawek . Wtedy pochlonieta przygotowywaniem rzeczy na przywitanie Viki pochwalilam sie durna - pokazalam jaki wozek kupilam - a babcia na to - po co 2-uletniemu dziecku wozek, czys ty na glowe upadla ???? Potem tescie pojechali do senatorium , Viki juz byla u nas prawie miesiac kiedy to nastal dzien ojca - wiec jak zwykle ja wyciagnelam dlonie i pojechalismy do nich - zeby poznali Viki bo mimo, ze juz byli dosc spory okres czasu w domu - nie kwapili sie do poznania wnuczki . Zas byl duzy wnusio u nich ;) Nastal 30 czerwca - w koncu przyjechali dziadki - tym razem bylo fajnie, milo i przyjemnie oprocz jednego incydentu ale tego wybaczcie pisac nie bede . Nastal lipiec - sprawa adopcyjna malej i zalatwienie formalnosci - 28.07 - odebralam akt urodzenia Viki - przeszczesliwa - wreszcie moge powiedziec, ze to jest ich wnuczka - slysze przez sluchawke - przyjedzie sam dziadek bo ja jestem umowiona na 20- sta , ze zadzwonie do " duzego wnusia " ( rozmawiaja dzien- w dzien - siostra meza mieszka w Niemczech - a w Polsce sa przynajmniej 10 razy w roku ) . Wiec ja jej na to, ze przeciez dam jej telefon i zadzwoni odemnie . Jednak przyjechal sam tesciu - nie pokazalam aktu . Potem sam tesciu z " duzym wnusiem " przyjechal moze z 3 razy bo " duzemu wnusiowi " sie nudzilo , nie mial gdzie ogniska zrobic itp. Ciagle z mezem pytamy - a gdzie mama i kiedy przyjedzie ? Zas 1000 wykretow . W koncu wczoraj dzwoni telefon - tesciowa do mnie - jestescie w domu , bo jestesmy blisko i bysmy wpadli - ja jej na to - jasne przyjezdzajcie - szczesliwa, ze wreszcie babcia dotrze do nas . Moja radosc trwala bardzo krotko- na " dzien dobry " uslyszalam - no przyjechalismy bo bylismy na festynie i byly nudy a " duzy wnusio " powiedzial, ze przeciez tylko raz byl u Was . Rece mi opadly :cry: Juz mialam sie rozbeczec kiedy to tesciowa stwierdzila - no i chcialam zobaczyc ten pokoj dzieciecy bo tata mowil, ze pieknie zrobiliscie . Nastepnie poszla obejzec jak ogrod zrobila sobie sasiadka - po drodze spytala - moze Ci poplewic ? Nie wytrzymalam - powiedzialam tylko - nie!!!! - tam jest wnuczka jak chcesz mozesz sie z nia pobawic !!!! . A, ze maluchy akurat sie kapaly , wyszli z basenu i byli mokrzy - babcia stwierdzila - Viki nie podchodz bo mokra jestes i mnie ubrudzisz . Po przebraniu moze raz wziela na kilka sekund mala na kolana ale nie widzialam, zeby malego ;( I taka JEDYNA babcie maja moje dzieci ;( No i pokazalam w koncu ten AKT - zobaczyli sobie to " ich nazwisko ". Moze to cos pomoze w tym, zeby droge 27 km , ktora nas dzieli czesciej pokonywali . Ja twierdze tylko tyle - wiecej o milosc do dzieci sie ich prosic nie bede , ale nie pozwole moich dzieci krzywdzic !!!!!

Pozostala rodzina oraz wszyscy znajomi sa zachwyceni - nie spotkalam sie z ani jednym zlym slowem .Raz tylko 1 znajoma sie sytala czy sie nie boimy ? Moj tata ( mama nie zyje od 7 lat ) na poczatku lipca wprowadzil sie do nas ( po 5 latach nie utrzymywania kontaktu ) jest zachwycony wnukami a oni nim ;) I ani razu do dnia dzisiejszego nie spytal nawet o ich status - nawet nie wie , ze Mati jest w RZ. Najwazniejsze, ze sa dzieci w domu a dziadzius ma kogo rozpieszczac :lol:

A a boli mnie najbardziej to, ze na poczatku babcia wstydzila sie wogole przyznac, ze mamy dziecko . Jej znajoma kiedy jechala z nami w aucie obok fotelika dzieciecego zapytala ja czy mamy dziecko kiedy ja odeszlam od nich - ona na to , ze ona nic o tym nie wie - i jeszcze mi to opowiedziala :(((( Ale wiadomo tego ukryc sie nie da wiec babcia chce miec duzo zdjec wnukow - by sie teraz " chawlic " znajomym . Najbardziej dobilo mnie to, ze bedac dwa tygodnie temu u siostry tesciowej z ktora bardzo dobrze zyjemy dowiedzialam sie jaka to ja jestem biedna , ze ciagle tylko z tymi dziecmi przebywam, ze ona z checia by sie nimi zajela itp. Ciocia mi opowiedziala jak to babcia jest wielce za wnukami . Spytalam sie wtedy cioci - a co babcia wie o wnukach i czy wnuki zostaliby z nia chociazby na 5 minut bez nas ??? Czy ja wogole znaja i czy beda mieli okazje kiedykolwiek blizej poznac ? A niech to ................. :cry:

Uffffffffff wyzalilam sie - jest mi lzej na sercu


Viki i Mati -:)))
ktbs
Posty: 4738
Rejestracja: 06 sty 2005 01:00

Post autor: ktbs »

Bordo
nie zazdroszczę i trzymam kciuki za wytrwałość dla ciebie i za poprawę relacji babcia-wnuki

u nas z racji bycia pogotowiem rodzinnym bez wsparcia najbliższych nie dałabym rady, sporo obowiązków, pomoc się przydaje :)

faktem jest że teściowa nie akceptuje zupełnie tego co robimy, ale nauczyłam się za tym żyć bo mieszka od nas 150km :wink:
kasia - ciocia na zastępstwo ;)
Awatar użytkownika
Aneczka71
Posty: 262
Rejestracja: 02 lip 2003 00:00

Post autor: Aneczka71 »

U nas nie było żadnego problemu.Wszyscy przyjęli je jak nasze własne i tak je traktuję.Od pierwszego dnia babcia została babcią a dziadek dziadkiem.Nie ma też problemu z sąsiadami,czy znajomymi.Dzieci są już u nas przeszło rok i czują sią jak w rodzinie.No i chyba im taka rodzina odpowiada,bo wcale nie chcą spotykać się z Rodziną Biologiczną.
Aneczka
Awatar użytkownika
sly74
Posty: 121
Rejestracja: 30 maja 2007 00:00

Post autor: sly74 »

Aneczka71 to gratuluje :) ,tez znam taka rodzine i dobrze sie wniej dziecko czuje :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Rodzicielstwo zastępcze”