Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

O adopcji na poważnie. Czy adopcja jest lekarstwem na nasze problemy? Dlaczego adoptujemy? Czego się boimy? Może ktoś ma już gotową odpowiedź?

Moderator: Moderatorzy adopcyjne dylematy

bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: bloo »

Pikuś Incognito pisze:Również zastanawiałem się nad konkluzją, o której wspomniała bloo. Szkoda, że ta osoba nie rozwinęła tematu. Myślę sobie jednak: a dlaczego 12 m-cy, a nie 18, albo 24, czy 48.
zanim odpowiem Miniuli chciałam parę zdań do tego, nieco obok. Wiecie, ja jestem sceptyczką i racjonalistką, uważam że miłość jest decyzją i procesem, i tak dalej, ale chciałam napisać o jednym z dzieci, które mam w pieczy, i które jest mocno związane z RB. Jestem jego ulubioną ciocią i nie mam powodu kwestionować naszej więzi, choć jestem (przynajmniej w deklaracjach, ale chyba też w rzeczywistości) daleko za RB. No i pewnego razu do naszego domu przyszła młoda wolontariuszka, nazwijmy ją Kasią. To dziecko kupiło Kasię z wzajemnością od pierwszego spotkania. Najpierw brałam to na luzie: pobawią się, dzieciak wejdzie jej na głowę, więc wiadomo, że fajnie, no big deal. Ale z czasem okazało się, że Kasia jest lekarstwem na całe zło. Dziecko najbardziej chciałoby mieszkac z Kasią, Kasia jest najlepsza na całym świecie, najbardziej ze wszystkich kocha Kasię, o Kasi muszę rozmawiać codziennie i zapewniać, że ją lubię, po prostu Kasia rządzi, a oczywiście bywa u nas mniej więcej raz w miesiącu, wczesniej częściej, ale tez bez przesady. Z RB natomiast kontakt jest stały i regularny, więź jest, ale RB też przegrała z Kasią.
I myslę sobie o paru rzeczach.
Po pierwsze w tym przypadku rodzina zastępcza, choć fajna i kochająca, wcale nie jest pierwszą osobą w sercu tego dziecka.
Po drugie kontakt z RB jest jak napisałam regularny, a to nie przeszkodziło narodzeniu się więzi, której serio nikt nie wspierał i nie było z niczyjej strony takiej intencji, ona po prostu pojawiła się ze strony dziecka. Dziecko wybrało Kasię i tyle.
Po trzecie - w świetle tego co pisałam wczesniej na blogu i tu zabrzmię prawie że niekonsekwentnie, ale naprawde uważam, że w razie ewentualnej adopcji przerwanie znajomości z nami byłoby mniejszą stratą dla dziecka niż utrata kontaktu z Kasią, która jest autentycznie centralną postacią w jego życiu
Po czwarte: a teraz wyobraźmy sobie, że taka Kasia nie jest wolontariuszką, tylko przychodzi do naszego domu jako kandydatka na mamę adopcyjną. No i? :) Jako rodzic zastepczy mogę jedynie się ucieszyć i pomachać chusteczką na pożegnanie, oczywiście z wielką radością wybrałabym się do tej rodziny na kawę, ale nawet gdyby mnie nie zaprosiła to i tak miałabym spokój serca, bo po prostu od pierwszego spotkania widziałam, co się kroi

a teraz wyobraźmy sobie, że mówimy o dziecku, które spędza w RZ właśnie dwa lata. I potencjalny rodzic adopcyjny pod wpływem tej dyskusji myśli sobie: e, nie ma co konkurować z taką więzią, jaką dziecko ma z RZ, bo nic tego nie przebije.
Moja historia pokazuje, że w świecie żyjątków nic prócz wyjątków.
Czasem dzieci same wybierają bliskich niezależnie od więzi, które mają z RB czy RZ.
Dlatego dajcie sobie szansę, nawet jeśli nie adoptujecie noworodka i nawet jesli Wasze dziecko spędziło w RZ dłuższy czas. Na tym świecie niejedna jest Kasia.
Awatar użytkownika
yennefer23
Moderator Członek Stowarzyszenia
Posty: 5638
Rejestracja: 23 lut 2010 01:00

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: yennefer23 »

zaczne od konca

-> bloo, zabrzmialo to jak apel RZ do RA
i tu mi sie nasuwa nieco przewrotna mysl - czy tylko w tym wszystkim o dobro dziecka chodzi? a nie o dobro RZ, ktora chce potrzymywac ten kontakt, i uznaje za krzywdzace ze system tego nie gwarantuje (chocby poprzez takie a nie inne szkolenie przyszlych rodzin adopcyjnych)?

1. Minula - AZW nie jest mozliwa w swietle prawa (poza ado wewnetrz -rodzinna oczywiscie no i rzeźbieniem pod tytulem"poznalam pana na delegacji, pan mnie zaplodnil, a zona pana wybacza zdrade ) od paru lat wiec dyskusja o wyzszosci AZW nad innymi formami adopcji w PLu jest wg mnie czysto akademicka. co do Twojej decyzji wyrazonej w poscie wyzej nt rezygnacji ze staran o kolejna adopcje - to Ty tak serio czy to miala byc ironia? bo nie wylapalam. jezeli na serio, to nie do konca rozumiem dlaczego pare wpisow na forum, i na blogu ma nagle taki wplyw? to sa tylko opinie, ktory kazdy moze i ma prawo wyrazic ... a jezeli ironia, to OK ;-)

2. jako osoba w wiekszosci sytuacji zyciowych kierujaca sie zasadami "pro choice" nadal uwazam, ze system szkoleniowy systemem szkoleniowym, ale kazda konfiguracja rodzinna (adopcyjna) rozpatrywana powinna byc jednostkowo. a decyzja powinna byc podejmowana racjonalnie, w zaleznosci od wyboru. w sytuacji idealnej - wszystkie strony dogaduja sie i graja do jednej bramki. w sytuacji spornej no coz ... tak czy tak nalezy cos zdecydowac. a kto? no tak, uwazam ze przez RA ostatecznie jezeli nie byloby zgodnosci stanowisk.
dlaczego? bo to RA buduje lub zbudowalo dom dla dziecka / dzieci. i to oni musza na co dzien mierzyc sie ze wszystkim o czym piszecie powyzej.
i tak, punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia ;-)

3. Bloo, kompletnie nie jest dla mnie zrozumialy cel wywodu pt. "kazda rodzina to normalna rodzina". ale zgadzam sie, ze kazda rodzina to jakas tam rodzina. ja, tak z przekonania, uwazam ze ludzie sa rozni, wiec i rodziny sa rozne. ani lepsze, ani gorsze, ale normalne ani nienormalne.
wlasciwie to ani zwykle ani niezwykle ... (tak, wiem, nadal pamietam ze wsparlam akcje pocztowkowa Fertility Europe)
sa jakie sa, i tyle.

a jak to sie przeklada na nasze zycie - w telegraficznym skrocie: po co rozkmianiac, co jest naszym zyciem i rozkladac to na czynniki pierwsze? rozmawiamy o naszej przeszlosci, tak jak i o przyszlosci oraz terazniejszosci. prosto i uczciwie. a przynajmniej mam taka nadzieje :cool:
nie mam zalu ze nie urodzilam swoich dzieci, moj maz nie ma zalu ze ich nie splodzil. nie mamy zalu ze tak sie potoczylo a nie inaczej ich zycie, ze musialy jednak troche przejsc. stalo sie, nie odstanie. nalezy o tym mowic, ale w sposob dostosowany do mozliwosci i checi dziecka (nie kazde dziecko nie w kazdym momencie zycia chce rozmawiac i sluchac na temat swojej przeszlosci, i wg mnie nalezy to uszanowac).
jednym slowem - nalezy podazac za dzieckiem. a przynajmniej sie starac
jedni ludzie rodza sie tak, inni inaczej, jednych nosza w brzuchach ich mamy, innych nie, jedni sa rudzi, a inni nie, jedni sa biali, a inni nie, jedni mowia o rosyjsku a inni nie. jedni maja wszystko o co poprosza rodzicow, a inni nie ;-) i tak dalej.

i tak, sa pytania czasem ktore odbieraja nawet mnie rezon
ale to na chwile, bo zawsze wtedy pamietam - mow prawde, nie dorabiaj historii, odpowiadaj na konkretne pytania.

i dalej ...

4. Pikus, a ja jestem przekonana ze bedzie o wiele gorzej niz piszesz. pewnie bedzie bunt, pewnie bedzie o wiele, wiele trudniej niz jest obecnie z nasza Starsza. ale to my, RA musimy sie z tym mierzyc, nikt inny.
i wspaniale byloby gdybysmy mieli wokol siebie stworzona taka rodzine, ktora budowana byla przez cale zycie naszych dzieci. ale sami wiecie, jak to jest z rodzinami z ktorymi jestesmy spokrewnieni, co w pewien sposob nam narzucono. przynajmniej polowa znanych mi osob, woli jednak swoje rodziny "z wyboru", niz te ktore MUSI miec (czy z krwi czy z przepisow).
zmierzam wiec znow do tego co napisalam, w punkcie 2 - wybor, dobrowalony, przemyslany, chciany wg mnie moze dac szanse na utrzymanie tworu jakim rodzina jest.
jednak gdzies tam , mam nadzieje, ze ta nasza postawa - zaprocentuje. ze to nic takiego. przeciez kazdy jakos do swojej rodziny trafil. a jak bedzie - czas pokaze.

5. kompletnie nie rozumiem - a raczej powinnam napisac - nie przemawia do mnie - argument rezygnacji z adopcji dzieci starszych na rzecz pozostawienia ich w RZ. jakos tak, nie moge sie zgodzic, ze dla wszystkich stron najlepszym rozwiazaniem byloby odtworzenie sytuacji ... bodajze z USA (?). malo wiem na temat, ale tak zdrowo rozsadkowo, wydaje mi sie, ze kazde dziecko chce miec te SWOJA mame, SWOJEGO tate, SWOJE rodzenstwo. czy to TYLKO mame, czy TYLKO tate. ale SWOICH. nie zas czyichs, zastepczych. ale zaraz pewnie okaze sie ze mysle zyczeniowo, i setki publikacji temu przecza :alien:

6. i na koniec: odnosze wrazenie, ze gdzies w tle dyskusji widnieje przekonanie (przynajmniej niektorych dyskutantow) ze my - RA, to nic tylko tą adopcją zyjemy. jakby ta przeszlosc byla czyms najbardziej waznym w zyciu naszych dzieci i nas samych. a nasze dzieci sie ucza wlasnie liczyc, czytac, inne zabkuja, jeszcze inne piora rowiesnikow w przedszkolu, a kolejne chca miec psa nie kota.

zmierzam do tego, ze RA nie zyja co dzien adopcja i faktem adopcji.
on tam gdzies jest ... w tle. zawsze. ale nie starszy (przynamniej nas) nie przeraza, jest i tyle. jak inne zdarzenia w naszym zyciu, ktore uznajemy za wazne, czy tez raczej powinnam napisac - najwazniejsze. wraca w codziennym zyciu, jak jest temat (np. mowimy o ciazach pieskow i wyjasniamy ogolnie zasady rozrodu - pt. dziecko nie moze urodzic pieska, to przy okazji zeby temat byl na tapecie przerabiamy, mama nie urodzila ciebie i ciebie). ale ... na serio, nasze zycie to nie tylko adopcja. :cool:

pewnie z czasem, gdy dzieci beda starsze, to zacznie przybierac inne formy. ale to znow ... czas pokaze
Kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno
łosica
Posty: 24
Rejestracja: 17 lip 2017 00:35

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: łosica »

Życie weryfikuje szanse na kontakt. Część z Was widzi RZ jako ciocię/wujka w potencjalnych, poadopcyjnych kontaktach. A co w sytuacji, gdy ta RZ trochę się zagalopowała i nie chce (z różnych powodów) występować w nowej roli, tylko dalej być mamą/tatą? Czasem jest tak, że to RZ uczą dziecko mówić do siebie mamo/tato. Jak nagle wytłumaczyć dziecku, które właśnie tak zwraca się do swoich opiekunów, że od dziś nie są rodzicami a wujostwem?

Poza tym jednak RZ i RA nie mają równorzędnych ról w procesie adopcyjnym. Z moich doświadczeń i rozmów z RA wynika, że RZ są traktowane jako część tej całej machiny adopcyjnej. I część z nich też w takiej roli się samemu stawia, nawet na zasadzie pokażę wam kto tu rządzi.
Na dodatek RZ jako opiekun prawny otrzymuje komplet dokumentacji z sądu dotyczący nie tylko dziecka, ale też RA, czyli wszelkie dane o zarobkach, miejscu pracy, opinie psychologiczne itp. To chyba nie jest fajne, zwłaszcza, że dla nas są to kompletnie obce osoby, a część z tych informacji o nas, które otrzymują są nieznane naszym znajomym bliższym/dalszym a nawet rodzinie.
Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że zgoda RZ na adopcję to formalność. Ta zgoda jest potrzebna, owszem krio przewiduje również sytuację, gdy pomimo braku zgody adopcja dochodzi do skutku. Zdarzają się sytuacje, gdy RZ manipuluje RA, którzy mogą obawiać się, że na sprawie RZ zgody nie wyrażą.

Odnoszę również wrażenie, że część z Was mówi o sytuacji idealnej (wg siebie). Ale czy bierzecie pod uwagę, że to nie zawsze tak wygląda. Nie chcę tu nikogo obrażać, ale dla części RZ sprawowanie tej funkcji to jednak zarobek i nie jest im na rękę pojawienie się kandydatów do adopcji dziecka. Jeszcze inni mają władczą osobowość, którą przytłaczają RA. Są też i tacy, którzy wymyślają intrygi, byleby dziecko zostało z nimi dłużej (z różnych powodów).

I na sam koniec, w sumie powinno być na samym początku. A co w przypadku, gdy jednak dziecko nie nawiązało więzi z RZ, której zerwanie mogłoby skutkować poczuciem straty? Albo gdy RZ nie była bezpieczną przystanią w życiu dziecka?

Jak w opisanych przeze mnie sytuacjach utrzymywać kontakt z RZ po adopcji? Nie twierdzę, że RZ to patologia czy samo zło. Jednak nie zawsze jest różowo.

Żeby było jasne, nie neguję sensu utrzymywania kontaktu z RZ po adopcji. Wiem jednak, że to nie zawsze jest możliwe, nie zawsze ma sens, nie zawsze jest zgodne z dobrem dziecka i nie zawsze dobrze wpływa na nowo utworzoną rodzinę. To się może sprawdzić, o ile będzie na zasadzie dobrowolności i za zgodą obu stron.
Nie chciałabym również, żeby ktoś odgórnie zobowiązał nas do utrzymywania kontaktów. Bo trochę tak ten proces z mojego punktu widzenia wygląda, ciągle musisz coś, żeby pokazać, że się nadajesz.

Zgadzam się z tym, że nasze życie to nie tylko adopcja i rozkminianie przeszłości dziecka.
Awatar użytkownika
Sonia14
Posty: 121
Rejestracja: 19 paź 2016 12:36

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: Sonia14 »

łosica pisze: Czasem jest tak, że to RZ uczą dziecko mówić do siebie mamo/tato. Jak nagle wytłumaczyć dziecku, które właśnie tak zwraca się do swoich opiekunów, że od dziś nie są rodzicami a wujostwem?

Poza tym jednak RZ i RA nie mają równorzędnych ról w procesie adopcyjnym. Z moich doświadczeń i rozmów z RA wynika, że RZ są traktowane jako część tej całej machiny adopcyjnej. I część z nich też w takiej roli się samemu stawia, nawet na zasadzie pokażę wam kto tu rządzi.

Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że zgoda RZ na adopcję to formalność.



I na sam koniec, w sumie powinno być na samym początku. A co w przypadku, gdy jednak dziecko nie nawiązało więzi z RZ, której zerwanie mogłoby skutkować poczuciem straty? Albo gdy RZ nie była bezpieczną przystanią w życiu dziecka?

Jak w opisanych przeze mnie sytuacjach utrzymywać kontakt z RZ po adopcji? Nie twierdzę, że RZ to patologia czy samo zło. Jednak nie zawsze jest różowo.

Dla mnie to dziwne i często słyszałam, że RZ nie powinna pozwalac do siebie mowic mamo i tato

U nas nie było problemu, raz dwa poszło, nawet opiekunka za bardzo nie chciala wpuszczac na spotkania, najlepiej w ośrodku, ale w końcu się ułożyło.

Rzeczywiscie u nas to była formalność, ale znajomi byli obserwowani, zapraszala do siebie, nie skorzystali, dochodzili z hotelu, bo to było nie fajne jakieś

I co do tego o nie nawiązaniu więzi, to ja pisałam przecież o tym, że moje dziecko żadnej więzi przez 3 lata nie nawiązało z tamtą rodziną. Po prostu brała to co jej życie dało, miała jakiś dom, nie odzywała się, żeby tylko mieć spokój. A na koniec tej drogi, po prostu w tym co ją ubrala wsiadła do samochodu i nie chciała nigdy tam wracać, mieć kontaktu, więc jej ten etap w życiu się zakonczył, mało co pamięta. Totalna zmiana dziecka po paru dniach u nas.

A co do innych sytuacji, były dzieci starsze, ktorych chyba już nikomu nie zaproponują, bo..., bo są zżyte tak z ciocią i wujkiem, że byśmy mieli jednak problem, pewnie tak, wybór ośrodka, dobro dziecko, spoko, ale też nie chcieli nas w to wrabiać , że tak brzydko powiem, bo jednak to ta RZ jest dla nich rodziną i nie uważam tego całkiem za złe ;)
Czym byłby świat bez miłości...
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: bloo »

yennefer23 pisze: i tu mi sie nasuwa nieco przewrotna mysl - czy tylko w tym wszystkim o dobro dziecka chodzi? a nie o dobro RZ, ktora chce potrzymywac ten kontakt, i uznaje za krzywdzace ze system tego nie gwarantuje (chocby poprzez takie a nie inne szkolenie przyszlych rodzin adopcyjnych)?
to pytanie można odwracać w wielu wariantach zmieniając podmioty: czy RA tylko o dobro dzieci chodzi? Czy panu z OA tylko o dobro dziecka chodzi? Czy MOPSowi tylko o dobro dziecka chodzi? Ale to przerzucanie piłeczki niewiele wnosi dla sytuacji: jeśli przyjmujemy, że trzeba podążać za potrzebą dziecka, to sprawa powinna się klarować, szczególnie że to rozpoznanie potrzeby dziecka warto, by było zespołowe, co obniża ryzyko nadużycia którejkolwiek ze stron.
Na Twoje pytanie nie da się odpowiedzieć grupowo, więc mogę odpowiedzieć tylko we własnym imieniu: tak, mnie zależy na dobru dziecka.
Co do szkolenia RA i zmian w tym szkoleniu to teza, że mogłoby to służyć forsowaniu nieodpępnienia RZ jest dość słaba dowodowo w świetle wypowiedzi samych dzieci. Chyba, że również one są uwikłane w ten temat i chcą zmieniać system, bo nakłoniły ich do tego RZ (co jest absurdem przecież).

Yennefer23 pisze: kazda konfiguracja rodzinna (adopcyjna) rozpatrywana powinna byc jednostkowo. a decyzja powinna byc podejmowana racjonalnie, w zaleznosci od wyboru. w sytuacji idealnej - wszystkie strony dogaduja sie i graja do jednej bramki. w sytuacji spornej no coz ... tak czy tak nalezy cos zdecydowac. a kto? no tak, uwazam ze przez RA ostatecznie jezeli nie byloby zgodnosci stanowisk.
zgadzam się z indywidualnym rozpatrywaniem każdej sprawy, dlatego też opisałam konkretny kejs dziecka, które ma najsilniejszą więź z osobą, która w ogóle nie była 'planowana' na centralną postać w jego konstelacji. Nie wszystkim da się sterować, jak widać. W sytuacji idealnej taka osoba powinna być włączona w plan adaptacji dziecka, choć formalnie to opiekun zastępczy ma do tego większe prawo - a jednak życie pokazuje, jak różnymi ścieżkami chadzają emocjonalne wybory dzieci.
Yennefer23 pisze: Bloo, kompletnie nie jest dla mnie zrozumialy cel wywodu pt. "kazda rodzina to normalna rodzina"
trudno, dla mnie aspekt pokazywania nieodmienności rodziny adopcyjnej ma głęboki sens, ale przyjmuję, że nie każdy podziela to rozpoznanie. Fajnie, że nie żyjesz adopcją na co dzień, ja też nie żyję na co dzień in vitro, ale wiele rodzin, szczególnie na początku drogi do powstania rodziny, jest w tym zanurzone po czubki głów. Też to kiedyś przechodziłam i nie pisałam swojego poprzedniego wpisu do rodziców okrzepłych w swojej roli, a do tych, dla których rozważanie scenariusza swojej rodziny jest naczelnym tematem myśli i trosk. Prawdopodobnie nie Jesteś więc Ty i Łosica adresatką, bo w swoich rolach Jesteście już osadzone. I dobrze.


.
Yennefer23 pisze: kompletnie nie rozumiem - a raczej powinnam napisac - nie przemawia do mnie - argument rezygnacji z adopcji dzieci starszych na rzecz pozostawienia ich w RZ. jakos tak, nie moge sie zgodzic, ze dla wszystkich stron najlepszym rozwiazaniem byloby odtworzenie sytuacji ... bodajze z USA (?). malo wiem na temat, ale tak zdrowo rozsadkowo, wydaje mi sie, ze kazde dziecko chce miec te SWOJA mame, SWOJEGO tate, SWOJE rodzenstwo. czy to TYLKO mame, czy TYLKO tate. ale SWOICH. nie zas czyichs, zastepczych. ale zaraz pewnie okaze sie ze mysle zyczeniowo, i setki publikacji temu przecza :alien:


Z UK bardziej, ale owszem, ja też tego nie rozumiem, choć adopcja dziecka starszego jest innym wyzwaniem, wiadomo, i generalnie nie dla ludzi spragnionych przede wszystkim doświadczenia rodzicielskiego (zdarzają się wyjątki). Sarkazmu wobec badań nie rozumiem: nie byłoby ani Naszego Bociana, ani adopcji w jej współczesnej formie, gdyby wszystkie te środowiska nie uczyniły historycznej transgresji z pozycji "wiem, co jest słuszne, bo znam świat i mam własne obserwacje" do pozycji "wysłuchajmy wszystkich stron i sprawdźmy, czy nasze rozwiązania wytrzymują próbę dowodową na większych grupach". Adopcja jeszcze 90 lat temu w Polsce dotyczyła ludzi starszych niż 40 lat, a adoptowani mogli być wyłącznie dorośli, nie dzieci. Aby mogło się to zmienić potrzeba było czegoś więcej niż oparcie się na własnym doświadczeniu i intuicji. Ta sama historia zresztą wydarzyła się z mówieniem prawdy o adopcji, ale też z domami dziecka - niedawno siedziałam nad broszurą ukazującą modelową opiekę nad dzieckiem w domu małego dziecka, wydaną w późnych latach 70tych, więc nie tak dawno temu.
Ten model polegał z grubsza na tym, aby nie dopuszczać do budowania więzi między dzieckiem i opiekunką, i był wprowadzany w polskich domach małego dziecka, które inspirowały się wzorem węgierskim. Przy czym opinie opiekunek były bez wyjątku pozytywne, bo łatwiej było im pracować w sytuacji niewiązania się z maluchami. Myślę, że nie ma co komentować, jaki koń jest każdy widzi.

-- 31.10.2017, 10:59 --

widzę, że przewija się wątek mówienia 'mamo' i 'tato' do opiekunów zastepczych.
Przy okazji czytając wpisy Miniuli miałam problem z rozszyfrowaniem skrótu "MZ" i chwilę zajęło mi zrozumienie, że Miniuli chodzi o "mamę zastępczą". Kocham moje dzieciaki, ale nie, nie jestem ich mamą zastępczą. Jestem ich opiekunką zastępczą, a w domowym słownictwie jestem ciocią.
Chciałabym zaapelować o to, aby nie nazywać rodziny zastępczej 'mamą' i 'tatą' zastepczymi nawet w takiej dyskusji jak ta, w której wszyscy dyskutujący są dorośli i w ogóle. To wprowadza spory chaos w nasze wzajemne role, a język ma duże znaczenie. Mogę napisać o swoim doświadczeniu jedynie: bycie rodziną zastepczą to bardzo trudna emocjonalnie praca, w której właściwie nieustannie trzeba dilować z własnymi uczuciami, i w której bardzo pomaga jasne ustawianie siebie i granic. Gdybym pozwoliła sobie na określanie samej siebie "mamą" (nawet nie przez dzieci, ale przez własną głowę) włożyłabym na swoje ramiona ciężar, który musiałby się skończyć dramatem dla mnie, a dziecku nie przyniósłby żadnej korzyści. Dziecko tak czy inaczej odchodzi od RZ (chyba, że RZ adoptuje, ale a) to nie jest nasz przypadek b) nawet jeśli ktoś ma taką intencję to nie ma żadnej gwarancji, że rodzicom biologicznym faktycznie zostaną odebrane prawa i RZ będzie mogła adoptować dziecko) i kluczowe jest ciągłe przypominanie sobie o tym, aż stanie się to elementem codzienności.
Dla mnie jest to jedna z ważniejszych praktyk.

mój tip dla RZ jest taki:

nawet jeśli dzieci są bardzo małe i dążą do nazywania mamą i tatą, warto nieustannie mówić o sobie 'ciocia' i 'wujek' i stosować te określenia uparcie w codziennych czynnościach, aż wejdą w krew i język. Z tym się wiążą dwie zabawne historie z mojego życia.
Pierwsza- na szkoleniu weszłam w spór z jedną z opiekunek zastępczych, która tłumaczyła mi, że nie może mówić w ten sposób do dziecka, bo jest polonistką i taka forma jest zwyczajnie niepoprawna językowo. Nie mówimy przecież "chodź do cioci" tylko "chodź do mnie", więc bombardowanie dziecka tą 'ciocią' jest w poprzek polszczyzny.
Cóż, ja również formalnie jestem polonistką, a przynajmniej taki wydział oficjalnie skończyłam, a mimo to konsekwentnie mówię: chodź do cioci; ciocia teraz cię przewinie; ciocia musi iść teraz do pracy.
Są efekty: nasze dzieci, choć są małe, mają bardzo jasno ustawioną sytuację dotyczącą nazewnictwa właśnie dlatego, bo nieustannie mówimy o sobie w trzeciej osobie i nigdy nie zostawiliśmy dzieciom pola do domysłów w tym względzie. Tak więc mam potwierdzenie z życia, że ustawienie sytuacji jest absolutnie możliwe niezależnie od wieku dziecka i zależy od dorosłych oraz ich podejścia.

Druga historia zaś jest taka, że zebrałam niedawno op.ieprz od psycholożki, że przez używanie formy trzeciej osoby, utrudniam dziecku przyswojenie sobie zaimków pierwszej osoby, co jest mu potrzebne do rozwoju. Nie będę się z tym kłócić, bo psycholożka ma w teorii rację, ale sytuacja dziecka w RZ nie jest typowa i czasem trzeba dokonać wyboru, co ważniejsze: uczenie dziecka zaimków czy zbudowanie mu bezpiecznej i zrozumiałej sytuacji codziennej, która nie zostanie za chwilę zburzona wejściem na scenę trzeciej mamy, czyli mamy adopcyjnej. Jedną matkę, biologiczną, już ma i mieć będzie, więc mnożenie bytów jest bezsensowne.

Mój wybór jest właśnie taki: wybieram wychowywanie dzieci w prawdzie co do ich sytuacji i zostawiam uczenie zaimków osobowych docelowym rodzicom. Poza tym nazywanie siebie mamą przez RZ jest zwyczajnie fikcją i trudno z tym polemizować.
Z kolei zasłanianie się tym, że 'dziecko jest za małe by zrozumieć' jest pretekstem - to dorośli tłumaczą dziecku świat i jeśli się godzą na to, by być nazywanymi 'mamą' i 'tatą' bez korygowania dziecka, to jest to ich decyzja, w moim przekonaniu niesłuszna i powiedziałabym, że zaspokajająca ich potrzeby głównie (albo wynikająca z niskiej refleksji nad sytuacją).


Zdaję sobie sprawę, że to co wyżej napisałam w żaden sposób nie pomaga tym rodzinom adopcyjnym, które mierzą się z adopcją dziecka z RZ, gdzie już wprowadzono terminy "mama" i "tata", ale jesli czytają nas rodziny zastępcze to mam postulat:
serio, raczej bądźcie niepoprawni polonistycznie, niż mielibyście kreować sytuacje fikcyjne życiowo, w których wprowadzicie określenia "mama" i "tata". To nikomu nie służy, a w Was uderzy rykoszetem.
Pikuś Incognito
Moderator
Posty: 452
Rejestracja: 29 gru 2015 22:11

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: Pikuś Incognito »

Miniula pisze:Dziękuję za wyprostowanie mnie
Ja też, chociaż mam na myśli zupełnie coś innego niż Miniula.
Owszem w swoich rozważaniach biorę pod uwagę sytuację idealną (jak napisała łosica), chociaż nazwałbym ją normalną, bo taką powinna być.
Zgadzam się, że istnieją rodziny zastępcze, które z ideą rodzicielstwa zastępczego nie mają nic wspólnego. Są takie, które pokazują swoją wyższość nad rodzicami adopcyjnymi, które (nie wiadomo po co) utrudniają proces adopcji, które nie chcą się spotykać z RA w swoim domu (a najlepiej wystawiłyby dziecko przed drzwi). Są też takie, których zupełnie nie interesują późniejsze losy dziecka, które traktują rodzicielstwo zastępcze jak pracę, na której można się dorobić (nie można, jeżeli chce się to robić dobrze). Czy można postawić tezę, że w rodzinie zastępczej mogą nawiązać się nawet więzi unikające? Pewnie mogą, chociaż w zdecydowanej większości mamy do czynienia z więziami bezpiecznymi.
System szkoleń i rekrutacji rodziców zastępczych też zapewne wymaga zmian. Nie chodzi przecież o ilość. Chociaż nie jest też tak, że każdy może zostać rodzicem zastępczym. Nawet na naszym szkoleniu były rodziny, przy których myślałem sobie po cichu: ich dzieckiem zastępczym to bym nie chciał zostać. Okazało się, że w obu przypadkach, rodziny nie dostały kwalifikacji.
Obawiam się jednak, że rodzice, którzy przygotowują się dopiero do adopcji, mogą odnieść wrażenie (po przeczytaniu naszej dyskusji), że faktycznie rodzice zastępczy to samo zło, a z tą tezą zupełnie nie mogę się zgodzić.

Na najbliższą sobotę zostaliśmy zaproszeni na „księżniczkowe urodziny” dziewczynki, która przebywała kiedyś w naszej rodzinie. Mamy przyjść 2 godziny prędzej (zanim rozpocznie się impreza i zejdą się inne koleżanki), bo nie widzieliśmy się od roku. Czy będzie to „rozkminianie przeszłości”? Na pewno nie. Nie wydaje mi się, aby rodziny adopcyjne żyły przeszłością, faktem że ich dziecko jest adoptowane, ani że my im o tym jakoś przypominamy.
A te rodziny, które chcą tym żyć, to i tak będą żyły, niezależnie od utrzymywania kontaktów z rodzicami zastępczymi.

Jeszcze dwa zdania o mówieniu „mama-tata”. My mówimy o sobie ciocia i wujek, chociaż ja dla przykładu mówię do dziecka „idź do cioci”, ale „chodź do mnie”. Bywają jednak przypadki, gdy moja żona mówi „zawołaj wujka”, a ten krzyczy na całe gardło „tata, tata”.
Tak mówią do nas nasze dzieci biologiczne i te zastępcze to powtarzają. Nie korygujemy tego, chociaż nie wiem czy słusznie. Mam wrażenie, że „tata” jest dla dziecka takim samym imieniem jak Jacek, czy Kasia. Być może idąc do rodziców adopcyjnych, dziecko ma wrażenie, że wali ojcu po imieniu. Prawdę mówiąc nie mam wyrobionego na ten temat zdania. Oczywiście dotyczy to tylko dzieci, które uczą się mówić, przebywając w naszej rodzinie. Gdy przychodzi do nas dziecko „gadające”, sprawa jest oczywista: ciocia i wujek, chociaż bywają dzieci mające potrzebę powiedzenia „mama”. Tłumaczymy więc, że nie mama, tylko ciocia, bo mamę masz jedną. Problem może pojawić się, gdy dziecko zostanie adoptowane. To jednak mam drugą mamę?

PS. Właśnie się dowiedziałem, że zostaliśmy zaproszeni na chrzciny chłopca, który mieszkał z nami dwa lata temu. Jest to dla nas zaszczyt. Dlaczego rodzice adopcyjni zdecydowali się nas zaprosić? Przecież teoretycznie nic już nas nie łączy (poza tym, że spotykamy się mniej więcej raz w roku, może trochę częściej).
Akurat tego dnia będziemy mieli pod opieką szóstkę dzieci. Do kościoła pewnie dałoby się je zabrać, ale już na przyjęciu w lokalu byłaby niezła jazda. Zrobimy jednak co się da, aby wziąć udział w uroczystości - mamy szereg rodzin zaprzyjaźnionych.
Powiem szczerze, że ten dzisiejszy telefon (od mamy chłopca) bardzo mnie podbudował.
Nie pytaj "dlaczego?". I tak nie uzyskasz odpowiedzi.



Adres bloga o naszym pogotowiu:

http://pikusincognito.blogspot.com
matula
Posty: 397
Rejestracja: 16 lip 2013 16:10

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: matula »

Przyjęliśmy prawie dwuletnią córkę z DD. Znała moze dwa, trzy slowa, nigdy nie mieliśmy możliwości zorientowania się, czy za kimś tam tęskniła. Stając przed domem powiedzialam jej, że zawsze będzie tu z nami mieszkać. Co mogło zrozumieć tak małe dziecko, wydawało by się, ze nic. Dzisiaj mamy pod opieką dwuletnią wnuczkę, bo jej rodzice pracują i widzę, że rozumie (prawie) wszystko.Tyle, że jest bardzo wygadana i komunikacja jest łatwa. Wiem też, że bardzo wiele pamięta.
Co zrozumiałą córeczka tamtego dnia mogłam się tylko domyślać, gdy wieczorem po poóżeniu do łóżeczka zaczęła sie głośno śmiać.

I ja uważam, że różna jest sytuacja dla każdej pary RZ i RA i różna sytuacja dziecka, dlatego nie da sie ich traktować jednakowo. Znam jednak RZ, która oddała dziecko do RA utrzymując z nim kontakt, na zyczenie dziecka i nowych rodziców. Kontakt z uwagi na odleglość, głównie telefoniczny. Byłą to dobra decyzja, bo chłopiec mógł wiązać się z nową rodziną, z czasem nie potrzebując już RZ. Jego zycie zachowało ciągłość, bez dodatkowej luki.

Chciałabym sie wypowiedzieć na temat RZ, gdzie dzieci mowią "mamo i tato". Ponieważ niektóre dzieci spędzają tam całe życie, do dorosłości, to przez całe życie nie mogłyby do nikogo powiedzieć "mamo i tato". A taka jest wewnętrzna, głęboka potrzeba dziecka. Tak o tym mówił znajomy, którego matka zmarla po pierwszym miesiącu życia, a opiekę do siódmego roku sprawowali dziadkowie. "Wiedziałem, ze to jest moja babcia, nie mama, ale chciałem mowić MAMO."
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: bloo »

matula pisze:
Chciałabym sie wypowiedzieć na temat RZ, gdzie dzieci mowią "mamo i tato". Ponieważ niektóre dzieci spędzają tam całe życie, do dorosłości, to przez całe życie nie mogłyby do nikogo powiedzieć "mamo i tato". A taka jest wewnętrzna, głęboka potrzeba dziecka.
wypowiadam się z perspektywy krótkoterminowej pieczy zastępczej, która nie jest ani rodziną specjalistyczną, ani rodzinnym domem dziecka, a więc sytuacja dziecka powinna się wyklarować w jedną lub drugą w ciągu 18 miesięcy. W takich rodzinach wprowadzanie nazewnictwa 'mama' i 'tata' nikomu nie służy.

-- 31.10.2017, 23:01 --
Pikuś Incognito pisze:
Jeszcze dwa zdania o mówieniu „mama-tata”. My mówimy o sobie ciocia i wujek, chociaż ja dla przykładu mówię do dziecka „idź do cioci”, ale „chodź do mnie”. Bywają jednak przypadki, gdy moja żona mówi „zawołaj wujka”, a ten krzyczy na całe gardło „tata, tata”.
Tak mówią do nas nasze dzieci biologiczne i te zastępcze to powtarzają. Nie korygujemy tego, chociaż nie wiem czy słusznie.
nasze biologiczne poprawiają - "to moja mama, a twoja ciocia". Dlaczego tak robimy? Dlatego:
Pikus Incognito pisze: Tłumaczymy więc, że nie mama, tylko ciocia, bo mamę masz jedną. Problem może pojawić się, gdy dziecko zostanie adoptowane. To jednak mam drugą mamę?
przyznam, że kilka razy miałam na końcu języka rozwinięcie "[jestem ciocią, nie mamą] bo mamę masz jedną". Ugryzłam się na czas własnie z tego powodu. To nie jest proste dla kogoś, kto lubi dawać dzieciom wyjaśnienia i traktować je serio, bo powiedzenie "jestem twoją ciocią, nie mamą" aż się prosi o dokończenie zdania własnie w taki sposób, jak napisałeś. Ale problem jest własnie taki, jak już zdiagnozowałeś: jak długo nie wiem, jaki będzie finał historii (a umówmy się, tego nie wiadomo aż do 14 dni po orzeczeniu wyroku, bo zawsze może być apelacja i sprawa abarot od nowa) to nie mam pojęcia, czy to dziecko faktycznie ma tylko jedną mamę i czy za chwilę nie pojawi się druga = będę musiała pracować nad zamknięciem pożegnania z RB i otworzeniem dziecka na mamę adopcyjną? Tak więc nie dodaję tego drugiego zdania i poprzestaję na tym, że jestem ciocią.
Bywa też tak, że rodziny biologiczne w czasie przebywania dzieci w pieczy dokonują różnych zmian w swoim układzie, rozstają się, mają nowych partnerów/rki i też z tego powodu wolę nie wchodzić na zaminowany teren, bo znam przypadki, w których tatuś biologiczny się zmywał i na jego miejsce wchodził partner matki, którego życzyła sobie nazywać 'tatą' (mój pogląd jest oczywiście krytyczny, ale to serio nie moja sprawa w tym sensie, że jestem jednak od tego, aby nie mącić w głowie dziecku jak długo jest pod moją opieką - do tego momentu mam kontrolę, później już nie)
aneta21082010
Posty: 16
Rejestracja: 25 lis 2010 23:10

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: aneta21082010 »

Witam Wszystkich.
U nas sytuacja z kontaktami z RZ same się rozwiazały nasz synek po przeprowadzce do nas ( miał 4 lata) chciał tylko rozmawiać przez telefon z RZ nie chciał do nich jechac może to był strach że go tam zostawimy. Nie nalegalam. Dopiero teraz po 2 latach od adopcji oglądając zdjęcia z pobytu u RZ ,poprosił o odwiedzenie swojej cioci ale zakłada tylko odwiedziny i to krótkie , chciałby sie pochwalić swoimi osiągnięciami i pobawić się z dziećmi których mało co pamięta. Po pół roku bycia u nas na zdjęciach nie poznawal nikogo , to my mu to przypominalismy. Przebywał w RZ 2 lata.
Znam też sytuacje kiedy dziecko strasznie przezywalo rozstanie z RZ i ze względu na to zakazano spotkań żeby nie miało wpływu na powodzenie adopcji.
Sytuacje są różne i według mnie to RA widzi sama czy takie spotkania mają dla dziecka znaczenie. Wszystko zależy od tego jakie więzi nawiązało dziecko z RZ.U nas byla ciocia wujek w RZ a my jesteśmy mama i tata i to miało na pewno duże znaczenie.
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: bloo »

aneta21082010 pisze:Witam Wszystkich.
U nas sytuacja z kontaktami z RZ same się rozwiazały nasz synek po przeprowadzce do nas ( miał 4 lata) chciał tylko rozmawiać przez telefon z RZ nie chciał do nich jechac może to był strach że go tam zostawimy. Nie nalegalam. Dopiero teraz po 2 latach od adopcji oglądając zdjęcia z pobytu u RZ ,poprosił o odwiedzenie swojej cioci ale zakłada tylko odwiedziny i to krótkie , chciałby sie pochwalić swoimi osiągnięciami i pobawić się z dziećmi których mało co pamięta. Po pół roku bycia u nas na zdjęciach nie poznawal nikogo , to my mu to przypominalismy. Przebywał w RZ 2 lata.
wydaje mi się, że w opisywanej sytuacji nastąpiło własnie "podążenie za dzieckiem". Na pewno znaczenie miało to, że synek miał cztery lata i był w stanie pokazać, czego oczekuje i chce.
Myślę też, że na finalne rozwiązanie, ktore będzie optymalne dla rodziny, wpływ ma bardzo wiele czynników, których nie jesteśmy w stanie rozgryźć globalnie, bo są bardzo indywidualne. Bardzo możliwe, że znaczenie ma po prostu dotychczasowa historia dziecka, ale nie w rozumieniu tego, co się działo po umieszczeniu w RZ, ale jak to wyglądało wcześniej. Mozliwe, że 'wzorzec rozstań i początków" kształtuje się pod wpływem pierwszego rozstania z rodzicami, a one są bardzo różne - od traumy wyszarpania dzieci od RB po rozciągnięte w czasie odchodzenie z rodziny. W związku z tym zbudują się inne potrzeby, inne lęki i inne emocje dziecka. Na pewno wpływ ma też proces pożegnania z RB, który zachodzi w głowie i sercu dziecka, a o którym nic tak naprawdę nie wiemy - o ile nie mówimy o noworodkach (choć może i tam coś jest, kto to wie?) to w przypadku dzieci okołoprzedszkolnych nie raz i nie dwa słyszałam od ludzi pracujących przy adopcjach, że następuje pewnego rodzaju przesilenie: dziecko na sobie tylko znany sposób robi odcięcie od nadziei, że wróci do RB. Dopiero po tym odcięciu adopcja ma szansę zadziać się w pełni.
Jednym słowem tych czynników może być całe mnóstwo i pewnie dlatego są dzieci, które po dwóch latach w RZ adaptują się w RA płynnie; są takie, które po 3 miesiącach spędzonych w RZ potrzebują kontaktu, a są pewnie też takie deklarujące brak potrzeby i posiadające ją w głebi serca, jak i takie, które deklarują potrzebę kontaktu, ale wcale go nie pragną.
Na to należy nałożyć zachowania dorosłych i ich oczekiwania. To naprawdę złożony system.
co do tego:
aneta21082010 pisze:Znam też sytuacje kiedy dziecko strasznie przezywalo rozstanie z RZ i ze względu na to zakazano spotkań żeby nie miało wpływu na powodzenie adopcji.
to niestety trudno mi zobaczyć w tym otwarcie na dziecko i jego potrzeby. Jeśli coś jest w stanie zagrozić powodzeniu adopcji w sensie zbudowania bezpiecznej i stabilnej rodziny to pozwolenie na to, aby dziecko wykształciło w sobie przekonanie, że jest na tyle nieważne, że istotni dla niego do tej pory ludzie porzucają je bezpowrotnie. W sumie to wydaje mi się najważniejsze w całej tej dyskusji. Co czują RA to jedna historia, co czują RZ to druga historia, co o tym myślą pracownicy OA to trzecia historia, ale co czuje dziecko - a w cytowanym wcześniej raporcie właśnie to było najbardziej rozdzierające, bo u dzieci, którym zabroniono kontaktów z 'dawnym życiem' pojawiało się przeświadczenie, że po prostu nie zasługiwały na wierność i pamięć, co później wpływało na ich obniżoną samoocenę - to jest czwarta historia.
Awatar użytkownika
yennefer23
Moderator Członek Stowarzyszenia
Posty: 5638
Rejestracja: 23 lut 2010 01:00

Re: Jak wprowadzić dziecko do rodziny adopcyjnej?

Post autor: yennefer23 »

Dziewczyny, chłopaki!

Najwyższa Izba Kontroli przeprowadza obecnie kontrolę wykonywania zadań przez ośrodki adopcyjne. Głównym celem naszych badań jest odpowiedź na pytanie, czy ośrodki adopcyjne prawidłowo i skutecznie realizują zadania związane z postępowaniami adopcyjnymi. Ponieważ zależy nam na uzyskaniu możliwie najpełniejszego obrazu prosimy o udział w badaniu ankietowym, skierowanym do rodziców, którzy przysposobili dziecko lub są w trakcie realizacji procedury adopcyjnej, bądź znaleźli się w takiej sytuacji, że podjęte działania nie zakończyły się adopcją.

Ankieta jest całkowicie anonimowa. Na wypełnione formularze NIK czeka do 31 grudnia 2017 r. Udzielone odpowiedzi zostaną wykorzystane w pracach analitycznych mających na celu sformułowanie ewentualnych uwag i wniosków usprawniających funkcjonowanie ośrodków adopcyjnych, jako kluczowego elementu systemu adopcyjnego w Polsce.

Link do ankiety znajdziecie tutaj :arrow: https://zapytania.nik.gov.pl/limesurvey ... php/864576
Kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno
ODPOWIEDZ

Wróć do „Adopcyjne dylematy”