Brunetki i Blondynki przygód kilka
Moderator: Moderatorzy nasi milusińscy
-
- Posty: 2028
- Rejestracja: 19 paź 2005 00:00
Ula - ty się nie załamuj jeszcze przed Tobą te rozkosze....
Kiedy w ciągu 9 dni zostaliśmy rodzicami bliźniąt nie mieliśmy za bardzo czasu na przeczytanie profesjonalnej literatury.
Odpowiadaliśmy więc cierpliwie na pytania przechodniów i bliższej i dalszej rodziny:
-czy reagują na siebie,
- nie, nie reaguja
- czy są podobne
- nie, nie są
- czy to chłopiec i dziewczynka
- nie, to dwie dziewczynki.
Odpowiadaliśmy miło, cierpliwie z uśmiechem, wysłuchiwaliśmy historii wszystkich, którzy mieli w rodzinie bliźnięta, są bliźniętami, słyszeli o bliźniętach.
A w tym czasie Brunetka z Blondynką rosły, dojrzewały i pewnego dnia poczuły siłę sióstr.
O, popatrz, powiedział tata Brunetki i Blondynki- zsynchronizowały się kiedy Brunetka zaczęła płakać, a za chwilę przyłączyła się do niej Blondynka.
Nazwaliśmy tę sekwencję " krzywdzą bliźniaki".
Polega ona na tym, że zawsze płaczą dwie, nawet kiedy powód ma tylko jedna.
Kłują Brunetkę, obok na foteliku zawodzi Blondynka, badają Blondynkę, płaczę Brunetka.
Przyzwyczailiśmy się.
Być może w jakichś podręcznikach jest o tym mowa, ale chyba się do nich przed emeryturą nie dorwiemy.
Wyobrażaliśmy sobie idealistycznie tę chwilę kiedy małe rączki zetkną się ze sobą, małe oczka spojrzą na siebie z czułością i zrozumieją, że są dwie.
Popatrz, powiedziałam do męża
Brunetka szczypie Blondynkę,
Brunetko nie szczyp, karcę Brunetkę.
E nie przejmuje się, Blondynka jej odkopnęła.
Szczypią się, kopią, za włosy nie targają, bo włosów jeszcze nie ma.
Może na tym polega ta mistyczna więź o której piszą w literaturze pyta z niepokojem mój mąż??
A ja przypominam sobie ten dzień, kiedy je przywieźliśmy do domu, każde z nas dzierżyło po jednym małym zawiniątku i powtarzaliśmy pijani ze szczęścia.
Jak to dobrze, że one są dwie......
Iskra
Kiedy w ciągu 9 dni zostaliśmy rodzicami bliźniąt nie mieliśmy za bardzo czasu na przeczytanie profesjonalnej literatury.
Odpowiadaliśmy więc cierpliwie na pytania przechodniów i bliższej i dalszej rodziny:
-czy reagują na siebie,
- nie, nie reaguja
- czy są podobne
- nie, nie są
- czy to chłopiec i dziewczynka
- nie, to dwie dziewczynki.
Odpowiadaliśmy miło, cierpliwie z uśmiechem, wysłuchiwaliśmy historii wszystkich, którzy mieli w rodzinie bliźnięta, są bliźniętami, słyszeli o bliźniętach.
A w tym czasie Brunetka z Blondynką rosły, dojrzewały i pewnego dnia poczuły siłę sióstr.
O, popatrz, powiedział tata Brunetki i Blondynki- zsynchronizowały się kiedy Brunetka zaczęła płakać, a za chwilę przyłączyła się do niej Blondynka.
Nazwaliśmy tę sekwencję " krzywdzą bliźniaki".
Polega ona na tym, że zawsze płaczą dwie, nawet kiedy powód ma tylko jedna.
Kłują Brunetkę, obok na foteliku zawodzi Blondynka, badają Blondynkę, płaczę Brunetka.
Przyzwyczailiśmy się.
Być może w jakichś podręcznikach jest o tym mowa, ale chyba się do nich przed emeryturą nie dorwiemy.
Wyobrażaliśmy sobie idealistycznie tę chwilę kiedy małe rączki zetkną się ze sobą, małe oczka spojrzą na siebie z czułością i zrozumieją, że są dwie.
Popatrz, powiedziałam do męża
Brunetka szczypie Blondynkę,
Brunetko nie szczyp, karcę Brunetkę.
E nie przejmuje się, Blondynka jej odkopnęła.
Szczypią się, kopią, za włosy nie targają, bo włosów jeszcze nie ma.
Może na tym polega ta mistyczna więź o której piszą w literaturze pyta z niepokojem mój mąż??
A ja przypominam sobie ten dzień, kiedy je przywieźliśmy do domu, każde z nas dzierżyło po jednym małym zawiniątku i powtarzaliśmy pijani ze szczęścia.
Jak to dobrze, że one są dwie......
Iskra
-
- Posty: 2028
- Rejestracja: 19 paź 2005 00:00
Dziś będzie o niani.
Temat, który każdą matkę przyprawia o drżenie serca i siwe włosy.
Nie chciałam wracać do pracy, z Brunetką i Blondynką było mi najlepiej na świecie, ale wiedziałam, że wrócę i kwestia niani stała się paląca.
Po szerokiej akcji rekrutacyjnej na placu boju zostały dwie kandydatki : niania wzorowa, niania, która wyglądała jak niania- srebrny kok, uśmiech i znajomość potrzeb psychoruchowych dziecka ( cytuję ) oraz niania miejscowa- niania która wyglądała jak C Z-J / Catrine Zeta Jones, miała niski głos i zadziorny sposób mówienia.
Zgadnijecie kogo pokochały moje dzieci i na widok kogo Brunetka wpada w ekstazę, rozchyla rączki i kogo uśmiechem wita . Nianię Catrine.
Moje dzieci ją uwielbiają, dwa dni przepłakałam w pracy z tego powodu.
O, ta skomplikowana maszyneria w głowie matki, nie lubią dzieci niani- źle, kochają- jeszcze gorzej.
Dwa dni płakałam a trzeciego dnia powstałam i zobaczyłam jak niania Catrine rozmawia z moimi dziećmi, jak śmieszy ją, gdy po raz 10 poprawia kocyk, który Brunetka strzepuje z siebie nóżką, bo właśnie nauczyła się to robić.
Jak była gotowa zadzwonić do osobistego lekarza moich dzieci i go ochrzanić za przepisanie rehabilitacji, bo jej zdaniem moje dzieci są świetne i bardzo dobrze rozwinięte.
Jak pamięta co moje dzieci lubią a czego nie i to szanuje.
Brunetka i Blondynka znaja się na ludziach- wybrały nianię zaangażowaną, taką co z nią można konie kraść.
A mnie jak to matkę rozrywają uczucia przeciwstawne, zwane ambiwalentnymi, ale może to jest normalne.....
Iskra
Temat, który każdą matkę przyprawia o drżenie serca i siwe włosy.
Nie chciałam wracać do pracy, z Brunetką i Blondynką było mi najlepiej na świecie, ale wiedziałam, że wrócę i kwestia niani stała się paląca.
Po szerokiej akcji rekrutacyjnej na placu boju zostały dwie kandydatki : niania wzorowa, niania, która wyglądała jak niania- srebrny kok, uśmiech i znajomość potrzeb psychoruchowych dziecka ( cytuję ) oraz niania miejscowa- niania która wyglądała jak C Z-J / Catrine Zeta Jones, miała niski głos i zadziorny sposób mówienia.
Zgadnijecie kogo pokochały moje dzieci i na widok kogo Brunetka wpada w ekstazę, rozchyla rączki i kogo uśmiechem wita . Nianię Catrine.
Moje dzieci ją uwielbiają, dwa dni przepłakałam w pracy z tego powodu.
O, ta skomplikowana maszyneria w głowie matki, nie lubią dzieci niani- źle, kochają- jeszcze gorzej.
Dwa dni płakałam a trzeciego dnia powstałam i zobaczyłam jak niania Catrine rozmawia z moimi dziećmi, jak śmieszy ją, gdy po raz 10 poprawia kocyk, który Brunetka strzepuje z siebie nóżką, bo właśnie nauczyła się to robić.
Jak była gotowa zadzwonić do osobistego lekarza moich dzieci i go ochrzanić za przepisanie rehabilitacji, bo jej zdaniem moje dzieci są świetne i bardzo dobrze rozwinięte.
Jak pamięta co moje dzieci lubią a czego nie i to szanuje.
Brunetka i Blondynka znaja się na ludziach- wybrały nianię zaangażowaną, taką co z nią można konie kraść.
A mnie jak to matkę rozrywają uczucia przeciwstawne, zwane ambiwalentnymi, ale może to jest normalne.....
Iskra
-
- Posty: 2028
- Rejestracja: 19 paź 2005 00:00
Jako mama Brunetki i Blondynki powinnam otrzymać odznakę wzorowy pracownik miesiąca dożywotnio. Takiej efektywności, motywacji, zorganizowania i innowacyjności jaką osiągnęłam po kilku miesiącach bycia mamą nie udało mi się osiągnąć przez 10 lat życia zawodowego.
Jestem doskonale zorganizowana- zupki, deserki, soczki, lekarstwa, kaszki i mleczka, w międzyczasie przewijanie nie jest w stanie rozwalić mi skomplikowanego harmonogramu. Ba, biorę nawet poprawkę na jedną dodatkową kupę u każdej z Sióstr która pojawi się 10 minut przed wyjściem na bardzo ważną, umówioną wizytę.
Dwie kupy przyznam się szczerze mnie rozwalają i zaburzają harmonogram doszczętnie. Ale zdarzają się rzadko.
Czasem jednak jestem zmęczona gdy po dniu pracy wtaczam się obładowana siatkami do domu i w biegu wymieniam z nianią informację na temat jedzenia i wydalania.
A potem siadam przy maluchach i zaczynam im czytać opowieści o Typciu Drypciu , machacjąc jednocześnie dwoma grzechotkami.
I nagle okazuje się, że mam 8 rąk i jestem mamą ośmiorniczką i mam niespożytą energię, która pochodzi chyba z Nieba.
I chcę je kąpać i karmić i wyrywam Siostry ojcu, który też się chce z nimi bawić bo właśnie wrócił z pracy i też za nimi tęsknił.
A wieczorem kiedy zasną porcjuję ekologicznego królika myśląc, że tylko dla nich jestem do tego zdolna.
A potem padam na twarz i zasypiam bez żadnych snów i wstaję rano i karmię Brunetkę a tata karmi Blondynkę i przewijamy je i wypijamy po dwie kawy, żeby przeżyć dzień.
I jedno mnie zastanawia-dlaczego w ogóle nie jest nam ciężko?
Kiedy zastanawialiśmy się nad rodzicielstwem mądrzy rodzice małych dzieci mówili nam o nieprzespanych nocach, braku czasu dla siebie i zmęczeniu, które łazi jak cień za człowiekiem
I wtedy się przygnębialiśmy, ja , mówiłam tego nie zniosę, nie śpię krócej niż do 10, rano potrzebuję kawę do łóżka razem z jajkiem na miękko.
Tata Brunetki i Blondynki, wówczas jeszcze in spe- dumał nad tymi moimi moimi słowami ciężko zaniepokojony.
Lubisz wygodne życie- mruczał
Lubię, przyznawałam.
Ha, mówił tata B & B , no, ale weźmy poprawkę na milość. Bez miłości wszystko jest ciężkie, nawet małżeństwo.
No fakt, bez miłości wszystko jest ciężkie, a z miłością nawet nie poczujesz tego, że wstajesz o 4 rano i ta dawniej abstrakyjna godzina istnieje i ma się dobrze.
Więc, konkluduję, żeby skończyć jakimś morałem- istotna jest ta poprawka na miłość, co zawsze przychodzi i wieczna jest jak trawa.
Iskra
Jestem doskonale zorganizowana- zupki, deserki, soczki, lekarstwa, kaszki i mleczka, w międzyczasie przewijanie nie jest w stanie rozwalić mi skomplikowanego harmonogramu. Ba, biorę nawet poprawkę na jedną dodatkową kupę u każdej z Sióstr która pojawi się 10 minut przed wyjściem na bardzo ważną, umówioną wizytę.
Dwie kupy przyznam się szczerze mnie rozwalają i zaburzają harmonogram doszczętnie. Ale zdarzają się rzadko.
Czasem jednak jestem zmęczona gdy po dniu pracy wtaczam się obładowana siatkami do domu i w biegu wymieniam z nianią informację na temat jedzenia i wydalania.
A potem siadam przy maluchach i zaczynam im czytać opowieści o Typciu Drypciu , machacjąc jednocześnie dwoma grzechotkami.
I nagle okazuje się, że mam 8 rąk i jestem mamą ośmiorniczką i mam niespożytą energię, która pochodzi chyba z Nieba.
I chcę je kąpać i karmić i wyrywam Siostry ojcu, który też się chce z nimi bawić bo właśnie wrócił z pracy i też za nimi tęsknił.
A wieczorem kiedy zasną porcjuję ekologicznego królika myśląc, że tylko dla nich jestem do tego zdolna.
A potem padam na twarz i zasypiam bez żadnych snów i wstaję rano i karmię Brunetkę a tata karmi Blondynkę i przewijamy je i wypijamy po dwie kawy, żeby przeżyć dzień.
I jedno mnie zastanawia-dlaczego w ogóle nie jest nam ciężko?
Kiedy zastanawialiśmy się nad rodzicielstwem mądrzy rodzice małych dzieci mówili nam o nieprzespanych nocach, braku czasu dla siebie i zmęczeniu, które łazi jak cień za człowiekiem
I wtedy się przygnębialiśmy, ja , mówiłam tego nie zniosę, nie śpię krócej niż do 10, rano potrzebuję kawę do łóżka razem z jajkiem na miękko.
Tata Brunetki i Blondynki, wówczas jeszcze in spe- dumał nad tymi moimi moimi słowami ciężko zaniepokojony.
Lubisz wygodne życie- mruczał
Lubię, przyznawałam.
Ha, mówił tata B & B , no, ale weźmy poprawkę na milość. Bez miłości wszystko jest ciężkie, nawet małżeństwo.
No fakt, bez miłości wszystko jest ciężkie, a z miłością nawet nie poczujesz tego, że wstajesz o 4 rano i ta dawniej abstrakyjna godzina istnieje i ma się dobrze.
Więc, konkluduję, żeby skończyć jakimś morałem- istotna jest ta poprawka na miłość, co zawsze przychodzi i wieczna jest jak trawa.
Iskra
-
- Posty: 2028
- Rejestracja: 19 paź 2005 00:00
-
- Posty: 2028
- Rejestracja: 19 paź 2005 00:00
Nigdy nie jest za wcześnie, żeby edukować usłyszałam głos mojego taty i spojrzałam na swoje czerwone buciki, miałam lat 5 a moja siostra 4 a mój tata walczył z pracownikiem muzeum o wpuszczenie nieletnich do środka.
W końcu chyba przekonał bo weszliśmy. Przejechałysmy z moim tatą całą Polskę, wszystkimi szlakami dostępnymi w PRL-u.
Z muzeów nie zapamiętałam wiele, obowiązywały wówczas kapcie i fajnie się ślizgało, na każdym campingu nieszczęsne żony wędrowników obierały ziemniaki i gotowały obiady na spirytusowych maszynkach.
Szczerze nienawidziłam tych wakacji i obiecałam sobie, że kiedy dorosnę nigdy tak nie będę spędzać czasu.
Nigdy nie jest za wcześnie, żeby edukować usłyszałam swój głos, któty przekonywał tatę Brunetki i Blondynki, żeby wybrać się do muzeum na wystawę, która skończy się niewątpliwie zanim Brunetka i Blondynka dorosną.
Miałam dużo argumentów, część na pewno nieuczciwych.
Poszliśmy, jest lepiej niż było, nie ma limitu wieku, nie ma kapci- 25kg wózek pomagał nam na kolejne piętra wtaszczać, któryś z uprzejmych pracowników.
Brunetka z Blondynką przespały interesującą wystawę.
A ja zaczęłam się zastanawiać nad siłą przekazu międzypokoleniowego, która wychodzi ot tak mimochodem i nad tym dlaczego ze wszystkich miejsc na świecie najlepiej się czuje w galeriach, muzeach i księgarniach i jeszcze o tym jak oddzielić ziarno od plew.
W każdym razie pierwsza wystawa zaliczona.
Iskra
W końcu chyba przekonał bo weszliśmy. Przejechałysmy z moim tatą całą Polskę, wszystkimi szlakami dostępnymi w PRL-u.
Z muzeów nie zapamiętałam wiele, obowiązywały wówczas kapcie i fajnie się ślizgało, na każdym campingu nieszczęsne żony wędrowników obierały ziemniaki i gotowały obiady na spirytusowych maszynkach.
Szczerze nienawidziłam tych wakacji i obiecałam sobie, że kiedy dorosnę nigdy tak nie będę spędzać czasu.
Nigdy nie jest za wcześnie, żeby edukować usłyszałam swój głos, któty przekonywał tatę Brunetki i Blondynki, żeby wybrać się do muzeum na wystawę, która skończy się niewątpliwie zanim Brunetka i Blondynka dorosną.
Miałam dużo argumentów, część na pewno nieuczciwych.
Poszliśmy, jest lepiej niż było, nie ma limitu wieku, nie ma kapci- 25kg wózek pomagał nam na kolejne piętra wtaszczać, któryś z uprzejmych pracowników.
Brunetka z Blondynką przespały interesującą wystawę.
A ja zaczęłam się zastanawiać nad siłą przekazu międzypokoleniowego, która wychodzi ot tak mimochodem i nad tym dlaczego ze wszystkich miejsc na świecie najlepiej się czuje w galeriach, muzeach i księgarniach i jeszcze o tym jak oddzielić ziarno od plew.
W każdym razie pierwsza wystawa zaliczona.
Iskra
-
- Posty: 2028
- Rejestracja: 19 paź 2005 00:00
Koty, kłopoty i my
Zanim zostaliśmy rodzicami małych dziewczynek byliśmy posiadaczami pewnej liczby ruchomości, jednej nieruchomosci i dwóch kotek.
Chociaż trudno powiedzieć kto kogo posiadał w tym układzie.
W każdym razie do tematu zwierzęta i dzieci w jednym domu przygotowywaliśmy się profesjonalnie.
Ja przeczytałam wszystko co można przeczytać w inetrnecie, koty zostały wyeksmitowane z naszej sypialni dwa tygodnie wcześniej i nastąpił etap pt. rodzice, dzieci i zwierzęta.
Ja okazałam się matką wyluzowaną, matką z gatunku tych, co to o nich piszą w podręcznikach, ze są zawsze dobrej myśli, pełne optymizmu i z lekka zdystansowane.
Czy ktoś uwierzy, że nocami martwię się, ze jestem zbyt wyluzowana??
Natomiast tata B & B podszedł do zagadnienia ciężko, oj ciężko.
Godzinami siedział i myślał, aż wymyślił kilka usprawnień zapewniających większą higienę takich jak : nowy doskonały sposób nakładania wysterylizowanego smoczka bez dotykania go rękami
Strefy bezkotne. Mycie rąk przed, po i w trakcie wykonywania różnych czynności.
W pewnym momencie nasz dom zaczął przypominać śluzę statku kosmicznego, z doskonałymi zabezpieczeniami.
W całym procederze przeszkadzały bardzo koty, gdyż jak każdy wie koty łapią brudne myszy, roznoszą zarazki chodząc po brudnej ziemi.
Problem nabrzmiał do tego stopnia, że rozmówiliśmy się z tatą B& B konkretnie.
Ja zarzucałam mu neurozę, on mi lekkomyślność, w trakcie zażartej dyskusji rzuciliśmy się sobie w ramiona, bo prawda wygląda tak, że żyć bez siebie nie możemy a różni jesteśmy jak ogień i woda.
No a teraz efekt : po podłodze turlamy się zbiorowo, Brunetka z Blondynką, koty i osobniki dorosłe- Rodzice, a ja obiecałam przemyśleć kwestię dodatkowych szczepień )
Czy jest może jakiś ekstrakt na szczęście, zdrowie i udane życie dla Brunetki i Blondynki - powiedzcie, jeśli znacie.
Tata Brunetki i Blondynki sprzeda wszystko i go kupi ...
Znam go jak zły szeląg
Iskra
Zanim zostaliśmy rodzicami małych dziewczynek byliśmy posiadaczami pewnej liczby ruchomości, jednej nieruchomosci i dwóch kotek.
Chociaż trudno powiedzieć kto kogo posiadał w tym układzie.
W każdym razie do tematu zwierzęta i dzieci w jednym domu przygotowywaliśmy się profesjonalnie.
Ja przeczytałam wszystko co można przeczytać w inetrnecie, koty zostały wyeksmitowane z naszej sypialni dwa tygodnie wcześniej i nastąpił etap pt. rodzice, dzieci i zwierzęta.
Ja okazałam się matką wyluzowaną, matką z gatunku tych, co to o nich piszą w podręcznikach, ze są zawsze dobrej myśli, pełne optymizmu i z lekka zdystansowane.
Czy ktoś uwierzy, że nocami martwię się, ze jestem zbyt wyluzowana??
Natomiast tata B & B podszedł do zagadnienia ciężko, oj ciężko.
Godzinami siedział i myślał, aż wymyślił kilka usprawnień zapewniających większą higienę takich jak : nowy doskonały sposób nakładania wysterylizowanego smoczka bez dotykania go rękami
Strefy bezkotne. Mycie rąk przed, po i w trakcie wykonywania różnych czynności.
W pewnym momencie nasz dom zaczął przypominać śluzę statku kosmicznego, z doskonałymi zabezpieczeniami.
W całym procederze przeszkadzały bardzo koty, gdyż jak każdy wie koty łapią brudne myszy, roznoszą zarazki chodząc po brudnej ziemi.
Problem nabrzmiał do tego stopnia, że rozmówiliśmy się z tatą B& B konkretnie.
Ja zarzucałam mu neurozę, on mi lekkomyślność, w trakcie zażartej dyskusji rzuciliśmy się sobie w ramiona, bo prawda wygląda tak, że żyć bez siebie nie możemy a różni jesteśmy jak ogień i woda.
No a teraz efekt : po podłodze turlamy się zbiorowo, Brunetka z Blondynką, koty i osobniki dorosłe- Rodzice, a ja obiecałam przemyśleć kwestię dodatkowych szczepień )
Czy jest może jakiś ekstrakt na szczęście, zdrowie i udane życie dla Brunetki i Blondynki - powiedzcie, jeśli znacie.
Tata Brunetki i Blondynki sprzeda wszystko i go kupi ...
Znam go jak zły szeląg
Iskra
- mankat
- Posty: 241
- Rejestracja: 09 lis 2004 01:00
ale dlaczego chcesz dodatkowo szczepic b&b? przeciez one nie maja problemu z kotami?
proponuje raz na pol roku odrobaczyc koty i moze tata tez bedzie chcial ... pewnie i bez tego mu przejdzie.
u nas kot (bynajmniej nie domowy) , pies i michal bez ograniczen higienicznych zadnych; wspolne aporciki, zabawki, calusy, wspolna micha (nad tym boleje i wprowadzam ograniczenia- ale to akurat uklon w strone psa) i tak juz 10-ty miesiac. jak na razie nikomu ta wspolnota nie zaszkodzila. ale ja osobiscie inaczej sobie nie wyobrazam i dobrze mi z tym.
serdecznosci i pisz.
proponuje raz na pol roku odrobaczyc koty i moze tata tez bedzie chcial ... pewnie i bez tego mu przejdzie.
u nas kot (bynajmniej nie domowy) , pies i michal bez ograniczen higienicznych zadnych; wspolne aporciki, zabawki, calusy, wspolna micha (nad tym boleje i wprowadzam ograniczenia- ale to akurat uklon w strone psa) i tak juz 10-ty miesiac. jak na razie nikomu ta wspolnota nie zaszkodzila. ale ja osobiscie inaczej sobie nie wyobrazam i dobrze mi z tym.
serdecznosci i pisz.
mankat
mama mismisia i lelka
mama mismisia i lelka
-
- Posty: 2028
- Rejestracja: 19 paź 2005 00:00
Obiecałam, że się zastanowię nad dodatkowymi szczepieniami, zeby uspokoić serce taty B & B, nie ma to żadnego związku z kotami.
To jest raczej takie myślenie Taty : co by tu jeszcze zrobić, żeby Brunetce i Blondynce lepiej było.
No, ale zastanowiłam się i stwierdzam, ze nie ma co.
B& B to dwie małe rzepki są : jędrne i krzepkie i nie ma sensu uodparniać Brunetki i Blondynki na wszystko co istnieje w przyrodzie.
A koty odrobaczam oczywiście
Iskra
To jest raczej takie myślenie Taty : co by tu jeszcze zrobić, żeby Brunetce i Blondynce lepiej było.
No, ale zastanowiłam się i stwierdzam, ze nie ma co.
B& B to dwie małe rzepki są : jędrne i krzepkie i nie ma sensu uodparniać Brunetki i Blondynki na wszystko co istnieje w przyrodzie.
A koty odrobaczam oczywiście
Iskra
- mankat
- Posty: 241
- Rejestracja: 09 lis 2004 01:00