Trochę po czasie, ale dopiszę jeszcze swój komentarz. Od razu też powiem, że uważam, iż decyzja, którą podjęliście jest słuszna... chociaż? Na podstawie tego, że wybierasz się na wakacje w piątkę (a nie choćby w szóstkę), wnioskuję że myślisz o rodzinie niezawodowej. I tutaj już jest połowa sukcesu, ponieważ w jakiejś mierze decydujesz o tym, jakie dziecko przyjmiesz pod swój dach. Nie jest to może koncert życzeń, ale nie masz żadnego obowiązku zaopiekowania się zaburzonym nastolatkiem, upośledzonym trzylatkiem, czy nawet zupełnie zdrowym siedmiolatkiem. Jednak moim zdaniem, podstawową sprawą jest odpowiedzenie sobie „dlaczego tego chcę?” Jeżeli dlatego, że to jest moja bajka, to jest moja pasja, bo to sprawi mi przyjemność – to jest okej. Nawet powiedzenie sobie: „czuję, że to jest moją misją” też jest w porządku, przy uświadomieniu sobie, że robię to dla siebie. W mojej ocenie, jest to jedyna akceptowalna motywacja w rodzicielstwie zastępczym. Robię to dla siebie, bo tak chcę, bo to da mi radość życia. Tylko tutaj trzeba jeszcze spojrzeć na całą rodzinę i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy potrafię ją ochronić przed skutkami przyjęcia dzieci zastępczych, bo w większości przypadków wygląda to zupełnie inaczej niż w serialowej „rodzinie zastępczej”. Na temat męża nie będę się rozwodził. Tutaj musicie wszystko dokładnie przeanalizować, przedyskutować i wspólnie podjąć decyzję (teraz lub za kilka lat). Jednak uważam, że przekonywanie na siłę nie ma sensu. Pozostaje jeszcze dziecko... najważniejszy element w tej układance. Istnieje niepisana zasada, aby nie przyjmować dzieci starszych niż dziecko biologiczne. Zasady są od tego, aby je łamać, więc często wszystko wygląda zupełnie inaczej. Ja jednak jestem zwolennikiem trzymania się tego (wydawać by się mogło drobnego) szczegółu. Jeżeli więc odrzucimy dzieci starsze i zaburzone (które nie mają już większych szans na adopcję), to zostają nam maluchy. I tutaj należy sobie zdawać sprawę z idei rodzicielstwa zastępczego. Te dzieci po kilku lub kilkunastu miesiącach (u nas jest to około roku) odejdą. Nas wszyscy pytają, jak radzimy sobie z rozstaniami. Najczęściej mają na myśli „nas dorosłych”, zakładając że dziecko, które nagle znajdzie się w nowej, kochającej rodzinie adopcyjnej, wejdzie w nią jak w masło. Chociaż niektórzy zastanawiają się nad tym, co czuje to odchodzące dziecko - być może jemu również jest ciężko. Jednak mało kto zadaje sobie pytanie, co czują inne dzieci. Nie te, które odchodzą, ale te które zostają. Przecież one przez jakiś czas wychowują się razem. Są dla siebie rodzeństwem, bo przecież coś takiego jak więzy krwi, w ich pojęciu jeszcze nie występuje. I nagle jedno z nich znika. Te które zostały, jeszcze przez długi czas wspominają te, które odeszły. Nie mam pojęcia, jaki ślad pozostawia to w ich umyśle. Ale ogólnie, bycie rodzicem zastępczym daje dużo pozytywnej energii. Ja wzbraniałem się przed tym do czasu, gdy nasze dzieci biologiczne były już prawie dorosłe. Ale w grę wchodziła rodzina zawodowa... a to zupełnie inna bajka.
_________________ Nie pytaj "dlaczego?". I tak nie uzyskasz odpowiedzi.
Adres bloga o naszym pogotowiu:
http://pikusincognito.blogspot.com
|