Klinika Invicta to jakieś nieporozumienie. Byłam tam na badaniach prenatalnych, więc nie mogę się wypowiedzieć w sprawie leczenia niepłodności, ale totaly bałagan musi się tam przejawiać w każdej dziedzinie. Infolinia podaje złe informacje, nie rozumieją skierowań od lekarzy, umówili mnie na drugą wizytę za wcześnie, bo „kolejny wolny termin dopiero za ileś tygodni, więc lepiej skorzystać teraz”. Na miejscu okazało się, że niepotrzebnie, bo bez pełnych wyników lekarz nic mi nie doradzi, a ponadto miał mnóstwo dostępnych terminów...
Powiedziano mi, że badania przysługują mi bezpłatnie na NFZ ze wzgledu na zły wynik PAPPA, póżniej stwierdzono, że jednak nie, bo pierwsza wizyta była prywatna, musiałam więc zapłacić też za następną (gdyby poinformowali mnie o tym zawczasu, mogłabym zorganizować skierowanie od ginekologa i uniknąć kosztów). Przyniosłam skierowanie na trzecią wizytę, co miało mi umożliwić dalsze badania na NFZ, ale przy każdej kolejnej ponownie pytano o skierowanie (to, które im dałam, chyba zgubili) i musiałam wszystko tłumaczyć od początku.
Genetyk, dr Artur Barczyk, zasugerował amniopunkcję i dodatkowe badanie FISH, które daje szybsze wyniki. O tym, że na badanie muszę przynieść formalne potwierdzenie grupy krwi dowiedziałam się przypadkiem podczas rozmowy z położną na inny temat. Recepcjonistka umawiająca mnie na amniopunkcję nic na ten temat nie wspomniała, więc gdyby nie przypadek, dowiedziałabym się o tym dopiero na dzień przed badaniem, kiedy ktoś zadzwonił do mnie w celu potwierdzenia wizyty – a bez wyników grupy krwi, musiałabym przełożyć amniopunkcję.
A propos, umawiając się na nią, nauczona doświadczeniem z personelem Invicty zapytałam (dwukrotnie), czy muszę kogoś poinformować zawczasu, ze decyduję się też na badanie FISH. Recepcjonistka odpowiedziała, że nie, po prostu zapłacę w dniu badania. Kiedy stawiłam się na amniopunkcję, położna była niemile zaskoczona, że „nie powiedziałam im wcześniej”, że chcę wykonać test FISH!
Przed samą amniopunkcją dr Sylwia Miśta, która miała ją wykonać, zaczęła kwestionować jej sens (wtórowała jej w tym położna), mówiąc, że to dopiero 15 tydzień, a jeśli chcę wydawać pieniądze na FISH, to mogę równie dobrze „dorzucić 1 000 zł” i zrobić test DNA płodu, bo „jest jeszcze tyle czasu”, a na podjęcie decyzji w przypadku złych rezultatów mam do 22 tygodnia. Wyjaśniłam, że trzech innych lekarzy, w tym genetyk i ginekolog z ich kliniki, powiedzieli, że w moim przypadku zalecana jest amniopunkcja (badanie diagnostycznie), nie test DNA (badanie przesiewowe), m. in. dlatego, że przy wysokim ryzyku wynik może nie być miarodajny. Dr Miśta ostatecznie stwierdziła, że to moja ciąża i moje życie, więc zrobię co zechcę, jakbym podejmowała jakąś kontrowersyjną, niedorzeczną decyzję . Czy dr Miśta ma tak mało empatii, że nie rozumie, że mimo że prawo teoretycznie (wiadomo jak jest w rzeczywistości) zezwala na ewentualną aborcję w przypadku wad płodu do 22 tygodnia, nie oznacza, że chcę chodzić w ciąży najdłużej jak się da i decydować co dalej w 6 miesiącu?
Do amniopunkcji ostatecznie doszło. Okazało się za to, że „badania FISH juz nie robimy, ale jest inne, lepsze”, które kosztuje 1350 zł, nie 899. Zapłaciłam. Kilka dni później otrzymałam telefon, że do badania potrzebne jest też pobranie krwi, o czym oczywiście nikt nie raczył mnie poinformować wcześniej, musiałam więc jechać do Invicty ponownie, co opóźniło wynik testu, za który zapłaciłam głównie po to, żeby skrócić stresujący czas oczekiwania.
Szczytem wszystkiego było odebranie wyników amniopunkcji (które na szczęście okazały się dobre) – przed przekazaniem mi wyniku pan w recepcji przez 10 minut dywagował na temat tego jak niepotrzebne i mylące są jego zdaniem testy PAPPA . Myślałam, że moze jest lekarzem, który usiadł na chwilę w recepcji, ale po spojrzeniu na plakietkę na jego koszuli okazało się, że jest specjalistą ds obsługi klienta czy coś takiego... Lekarze z Invicty na pewno byliby wdzięczni gdyby wiedzieli, że pan z recepcji wspomaga ich pracę udzielając porad medycznych...
Nigdy wcześniej nie spotkałam się z aż taką niekompetencją w żadnej innej placówce medycznej. A biorąc pod uwagę czym zajmuje się Invicta, powinni tym bardziej dołożyć wszelkich starań, żeby nie dokładać pacjentom dodatkowego stresu swoją ignorancją. Zrezygnowałabym z leczenia tam już przy drugiej wizycie, gdyby nie to, że chciałam jak najszybciej dokończyć wszystkie konieczne badania. Na szczęście to już za mną, ale wiem, że NIGDY, PRZENIGDY nie zgłoszę się tam z żadną inną sprawą.
|